‘Quo vado?’ – najnowszy film Checco Zalone podbija Włochy

posted in: Karnet kulturalny | 0

Jak Kopernik ruszył Ziemię, tak Checco Zalone zatrząsł Półwyspem Apenińskim. Od sylwestrowej nocy Włosi szturmują kina. Dziś już wiadomo – ‘Quo vado?’ w ciągu dwunastu dni od wejścia na ekrany zainkasował ponad 52 mln euro i tym samym został rekordzistą w całej historii kina włoskiego. Żaden inny film nie przyciągnął takiej publiki. Tym razem nawet krytycy ‘pobłogosławili’ film.

 

Trzeba mieć dużą dozę autoironii, aby wybrać sobie taki wyrafinowany pseudonim artystyczny – Checco Zalone, w dialekcie apulijskim okolic Bari: che cozzalone – co za gbur, co za prostak. Dla mnie Checco Zalone jest fenomenem i geniuszem, który jak nikt inny potrafi obnażyć wszystkie wady Włochów i włoskiego państwa.

 

Luca Medici (to prawdziwe nazwisko aktora, chłopak z Bari, klejnot Południa, muzyk, komik, a z wykształcenia prawnik i baaaardzo skromny człowiek), reżyser  – Gennaro Nunziante i producent Pietro Valsecchi. Złote trio – to już czwarty film wyprodukowany wspólnie. Spodziewali się sukcesu, bo ich poprzedni film z 2013 ‘Sole a catinelle’ (Słońce w dużych ilościach) zainkasował również ponad 51 mln euro, ale nie aż takiego.

 

quo vado

 

O czym jest ta komedia?

 

Akcja rozpoczyna się w gdzieś w Afryce, gdzie Checco i jego kierowca zostają uprowadzeni przez plemię afrykańskie. Checco musi przekonać wodza plemienia, że jest dobrym człowiekiem, inaczej skończy w kotle. Ma mu opowiedzieć o sobie, a ostatecznie wódz zadecyduje, czy go zjedzą, czy darują mu życie. I tak rozpoczyna się barwna opowieść …

 

Checco dobiega czterdziestki. To przeciętny Włoch. Pracuje w powiatowym biurze zajmującym się wydawaniem pozwoleń myśliwym i wędkarzom (Caccia e Pesca), gdzie przybija pieczątki na dokumentach i delektuje się smakołykami przyniesionymi przez wdzięcznych klientów. Mieszka z rodzicami, nie ponosząc żadnych kosztów utrzymania, mama mu gotuje, pierze, prasuje. Biuro znajduje się dwa kroki od domu. Może mieć każdą miejscową dziewczynę, bo ma stałą posadę w administracji państwowej, o której marzył od dziecka. Ale nie chce się angażować uczuciowo, bo tak mu wygodniej. Słowem idylla.

 

Aż któregoś dnia nadchodzi reforma administracji, a biura powiatowe mają zostać zlikwidowane. To prawdziwe trzęsienie ziemi w życiu Checco. Jest pierwszy do odstrzału. I nagle nie tylko musi porzucić rodzinne miasteczko, ale również walczyć o swoje miejsce pracy. Ale od czego są starzy przyjaciele i ich protekcja. Odnajduje w Rzymie dawnego przyjaciela rodziny – obecnie znanego senatora i stosując się do jego rad, zwodzi bezduszną ministerialną dyrektorkę Sirioni, która zmusza pracowników do dobrowolnego odejścia z pracy. Ale nie Checco!!! Wysyłają go w najbardziej odległe zakątki Włoch w nadziei, że się w końcu przełamie, nic z tego. Checco powraca. Zdesperowana dyrektorka wysyła go w końcu na Biegun Północny, gdzie ma bronić włoskiej placówki naukowej przed atakami niedźwiedzi polarnych. A tam poznaje uroczą Valerię – naukowca i matkę trójki dzieci (każde dziecko z innym mężczyzną) – owoców jej pobytów w różnych zakątkach świata i …

 

I tak rozpoczyna się norweska odyseja Checco. Trafia do nowoczesnego kraju, gdzie wszystko funkcjonuje, nikt nie trąbi, prowadząc auto, w urzędach wszyscy grzecznie stoją w kolejce i czekają na swoją kolej. Zaczyna mówić biegle po norwesku, zapuszcza brodę jak oni, gotuje, prasuje i wydaje się, że już pokochał nowy kraj, aż do chwili, kiedy przypadkiem widzi na ekranie triumfalny powrót Al Bano i Rominy Power na festiwalu w San Remo. Łzy płyną mu po policzku, a jego norwescy koledzy dumnie przytakują: wy Włosi to macie dziedzictwo! 

 

Reszty nie zdradzę. Powiem tylko, że ma optymistyczne zakończenie, bo jak powiedział aktor – wszyscy potrzebujemy optymizmu. 

 

Gorycz jednak pozostaje, bo film pokazuje, jak od lat funkcjonuje państwo włoskie w gąszczu rozbujałej i skorumpowanej administracji, protekcjonizmu (słynna raccomandazione) i beznadziei rynku pracy w czasach kryzysu. Czy to tylko problem włoski?