Jest smaczne i sycące. A do tego z niespodzianką w środku! I nie jest to Kinder Bueno. Uratowało już niejeden żołądek  🙂 ! Chyba żaden rzymianin czy mieszkaniec Lacjum nie wyobraża sobie lokalnej kuchni bez tej przekąski. 

Według legendy supplì wymyślono na początku XIX wieku, kiedy Rzym okupowały wojska napoleońskie, a Napoleon wygnał papieża do Gaety (około 130 km na południe od Rzymu). Nazwa pochodzi od francuskiego słowa surprise – niespodzianka, włoska: sorpresa. Supplì na początku było kobietą (rodzaju żeńskiego: la supplì, przynajmniej tak twierdziła Ada Boni, autorka książki kucharskiej wydanej w 1929 roku). Kto i dlaczego uczynił je ‘mężczyzną’, nie wiadomo, ale w języku funkcjonuje w odmianie męskiej: il supplì.

Jak większość dań kuchni rzymskiej i to narodziło się z biedy, z resztek jedzenia, które pozostały z obiadu czy kolacji. A konkretnie: oryginalny przepis zawierał ugotowany ryż i ragù z podrobów. Do tego dodawano surowe jajko i z masy formowano pulpety, obtoczone następnie w tartej bułce i usmażone na dobrze rozgrzanym ogniu. Tak serwowano je w osteriach (czyli gospodach).

Wraz z początkiem XX wieku, kiedy poprawiła się nieco sytuacja materialna mieszkańców, podroby zastąpiło mięso mielone, a w środku pojawiła się niespodzianka. No właśnie, jaka? Ano, kawałek mozzarelli. Ser pod wpływem wysokiej temperatury smażenia (około 180 stopni) topił się, tworząc coś w rodzaju nici, przypominającej przewód telefoniczny. A kiedy przełamało się supplì na pół, całość przypominała kształtem telefon. Tak narodziło się ‘supplì al telefono’ – ikona kuchni rzymskiej i Lacjum (tu zobaczycie, jak wygląda prawdziwe supplì al telefono i jak je przygotować).

Dobre supplì powinno być świeże i chrupiące, z mozzarellą ciągnącą się w środku, koniecznie serwowane ciepłe (nie letnie, a jeszcze gorzej odgrzewane). I tanie: od €1 do €1.5 za sztukę. Wszak to typowe danie na wynos. Doskonale zaspokoi głód podczas długich, rzymskich wędrówek. A i w domu każdy przygotuje je bez trudności (pod warunkiem, że macie dobry ryż: carnaroli, vialone, arborio lub dobry polski odpowiednik, ale taki, który się klei, bo inaczej nie uformujecie kulek). Sprzedają je pizzerie (tam, gdzie pizza na wynos) i rosticcerie. Najlepiej skosztować je w godzinach lunchu.

Polecam:

Delikatesy Franchi, Via Cola di Rienzo, 200 – położone w pobliżu Watykanu, wykarmiły pokolenia rzymian. Oprócz supplì znajdziecie tu także inne delicje: sycylijskie arancini, krokiety ziemniaczane, szynkę pieczoną (porchetta di Ariccia) czy smażonego dorsza (filetto di baccalà).

Delikatesy Franchi blisko Watykanu

Miejscowi chwalą la Casa del Supplì, Piazza Re di Roma, 20 – piechotką z San Giovanni in Laterano lub metrem A (stacja Re di Roma)- tanie i smaczne – €1.20 sztuka. Sprawdzone. Polecam.

Casa dei Supplì

Nie przekonało mnie natomiast Supplizio, Via dei Banchi Vecchi, 143. Wychwalane przez portale kulinarne, bo należy do znanego szefa Arcangelo Dadini. Wysmakowane wnętrze, pełne skórzanych kanap, dywanów perskich i zabytkowych luster nijak pasuje mi do koncepcji street food, czyli jedzenia na wynos. Supplì jest bardzo drogie: €3 za sztukę i nie powala. Niejedna miejscowa pizzeria przygotuje je lepiej. Odnoszę wrażenie, że świat zwariował, promując tych wszystkich szefów kuchni. 

Jeśli przypadkiem znajdziecie się w towarzystwie sycylijczyków, nie mówcie, że supplì mniej więcej przypomina ich arancino, bo to dla nich potwarz, a z sycylijczykami, wiadomo, lepiej nie zadzierać :). Arancino/arancina ani formą, ani zawartością, ani przygotowaniem nie przypomina supplì.

No to suppliamo 🙂 !