Instytut Polski w Rzymie przy Via Vittoria Colonna, 1 uczcił 100-lecie odzyskania niepodległości piękną biało-czerwoną iluminacją fasady. Zdjęcie zostało wykonane dziś przed 18.00, kiedy jeszcze trwały ostatnie próby.
Iluminację można obejrzeć codziennie od 18.00 do 3.00 do 21 listopada. Przybywajcie więc, bo warto. Najłatwiej dojść, przekraczając most tuż przed Ara Pacis.
Od tego weekendu będziemy mogli zwiedzać Koloseum, Forum Romanum i Palatyn z audioprzewodnikiem w polskiej wersji językowej dzięki świetnej inicjatywie ambasadora RP we Włoszech – Tomasza Orłowskiego, który pomimo krótkiego urzędowania (ambasadorem jest od końca marca tego roku) potrafił znaleźć sponsora (Bank Pekao S.A,) i w dość krótkim czasie przygotować rodakom prezent na nadchodzący jubileusz. Mało tego, polska placówka dyplomatyczna jest pierwszą zagraniczną instytucją we Włoszech, która zaproponowała dyrekcji Koloseum i dyrekcji Coopculture taką formę współpracy, entuzjastycznie przyjętą przez Włochów.
Koloseum to najatrakcyjniejszy i najczęściej odwiedzany obiekt Włoch – 6 milionów odwiedzających rocznie – symbol świata antycznego – podkreślała Giovanna Barni – dyrektor Coopculture podczas prezentacji audioprzewodnika w Ambasadzie RP w Rzymie.
Sama również uważam, że każdy, kto odwiedza Wieczne Miasto po raz pierwszy, powinien zobaczyć Koloseum i Bazylikę św. Piotra. Bez nich nie zrozumie duszy Rzymu. Osobiście jestem wielką fanką nowinek technicznych, a audioprzewodniki, jeśli są interesująco opracowane, znakomicie pomagają w zwiedzaniu bez względu na wiek, bo nawet mój 69-letni tata doskonale się czuje w ich towarzystwie. Uwierzcie mi, to nie to samo, co wędrowanie z książką w ręku, nawet najlepszą, bo umyka wiele szczegółów. A poza tym jesteście panami własnego czasu. Za przewodnikiem grupowym trzeba gonić, a tu mamy komfort w kieszeni.
Ta część fasady, którą widzicie na zdjęciu została już odrestaurowana dzięki firmie Tod’s – producentowi butów. Przywrócono jej pierwotny wygląd. Wewnątrz trwa natomiast rekonstrukcja areny. Chcemy, żeby ta rekonstrukcja pomogła zwiedzającym lepiej zrozumieć istotę tego wyjątkowego obiektu – dodał dyrektor Koloseum – Francesco Prosperetti.
Producentem audioprzewodnika jest Coopculture i D’Uva Shop. Koszt €6.00 plus bilet wstępu do Koloseum, Forum Romanum i na Palatyn €12 (dodam w pierwszą niedzielę miesiąca wstęp jest bezpłatny). Przy wypożyczaniu audioprzewodnika należy zostawić dowód tożsamości (dowód osobisty, paszport, prawo jazdy).
Polską wersję przygotowała Dominika Wronikowska – historyk sztuki i przewodnik. Głosu użyczył znany polski aktor – Andrzej Seweryn. Nagranie z Koloseum trwa około 40-50 minut, Forum Romanum i Palatyn – około 2 godzin. Przewodnik ma dwie wersje: podstawową i rozszerzoną (dla zainteresowanych).
Miejmy nadzieję, że nagranie będzie interesujące i nie zamęczą nas rysem historycznym.
Ambasada przygotowuje już autoprzewodnik po Galerii Uffizi we Florencji, a w przyszłości być może również po Pompejach.
PS Minęły 2 lata od promocji tego audioprzewodnika, a dalej nie można go kupić on-line. Mało tego, pracownicy Coopculture nawet nie wiedzą o jego istnieniu. Jak to możliwe, skoro dyrektor tejże instytucji była obecna w Ambasadzie Polskiej podczas promocji i dlaczego ambasada nie interweniowała do tej pory? Jest to wielkie utrudnienie dla turystów, bo audioprzewodnik można dostać w kasach, ale zważywszy, że większość kupuje bilety on-line z uwagi na ogromne kolejki, dla mnie to bramka samobójcza (autogol jak to mówią Włosi) naszych władz.
Na ścianie Hotelu d’Inghilterra (Hotel Angielski) zupełnie przypadkiem zobaczyłam tablicę upamiętniającą pobyt Henryka Sienkiewicza w Rzymie w 1893 roku, ufundowaną przez rzymską Polonię w 50 rocznicę śmierci pisarza. Zainteresował mnie ten rok pobytu, zaczęłam szukać, a jak już znalazłam, to wyszła z tego historia niczym z opery mydlanej. Wielki Sienkiewicz był na ustach wszystkich.
Hotel d’Inghilterra mieści się przy Via Bocca di Leone, 14 – w labiryncie uliczek u stóp Schodów Hiszpańskich, pełnych sklepów luksusowych marek. Od 1845 roku to jeden z najdroższych w mieście, dziś 5-gwiazdkowy luksusowy hotel. Sienkiewicz zatrzymał się w nim w marcu 1893 roku, jak pisał w swoim dzienniku, tylko dlatego, że znał portiera, bo cała polska arystokracja gościła w Hotel de Rome, a Rzym był pełen Polaków łącznie z jego narzeczoną, Marią Romanowską-Włodkowiczówną.
Kiedy Sienkiewicz był biedny, żadna kobieta się nim nie interesowała. Jak tylko zdobył sławę, kręciło się koło niego mnóstwo nowobogackich panienek, które w ten sposób chciały wejść na salony towarzyskie stolicy.
Do nich należała Maria Romanowska-Włodkowiczówna, a raczej jej matka Helena, która próbowała znaleźć dobrą partię dla swojej nieślubnej córki. I była na tyle skuteczna, że Sienkiewicz, choć świeży wdowiec z dwójką dzieci, już nie pierwszej młodości, bo miał 46 lat na karku uwierzył w tę miłość. Włodkowiczowie mieszkali w bogatej Odessie, mieli ogrom ziemi, gorzelnie, cukrownie, ale nie mieli dobrego pochodzenia. Mówiono, że to matka młodej zakochała się w Sienkiewiczu (wiekiem bardziej pasowała do pisarza) i poprzez małżeństwo córki chciała się do niego zbliżyć. A córki wcale nie kręcił starszy pan.
Sienkiewicz zabiera narzeczoną w podróż do Włoch. Ta jednak jest rozpieszczona, grymasi, a poza tym chciała, żeby Sienkiewicz utrzymywał również jej służącą, czemu pisarz powiedział kategorycznie nie. Jest marzec 1893 roku, okres Wielkiego Postu. Wpadają na pomysł ślubu w Wiecznym Mieście, ale nie mają kompletnej dokumentacji, brakuje tłumaczeń, są problemy z nazwiskiem na metryce chrztu dziewczyny, adoptowanej przez Konstantego Włodkowicza. Wracają do Polski. Sienkiewicz pisze list do matki panienki, uskarżając się na jej złe wychowanie. Matka, obrażona zrywa zaręczyny, ale ostatecznie interesy biorą górę. 47-letni Sienkiewicz 11 listopada 1893 roku bierze ślub w Krakowie. Jednym z gości był Tadeusz Boy-Żeleński. Ale najgorsze ma dopiero nadejść. Młodzi wyjeżdżają w podróż poślubną do Włoch: najpierw do Wenecji, potem do Nervi pod Genuą, a na końcu w Rzymie. Wracają już osobno. Małżeństwo trwa zaledwie 6 tygodni, według niektórych historyków tylko dwa. To matka młodej przyczyniła się do jego rozpadu. Dlaczego? Tak naprawdę nie wiadomo. Wybucha ogromny skandal towarzyski. Sienkiewicz jest na ustach wszystkich, a Włodkowicowa dolewa oliwy do ognia, donosząc prasie, że pisarz był impotentem. Festiwal obelg, który zrujnował i zdrowie, i koncentrację pisarza.
Ostatecznie, dzięki koneksjom Włodkowicowej w Watykanie małżeństwo uniewinniono po 3 latach. Maria wyszła ponownie za mąż za jakiegoś sportowca, ale i tym razem teściowa rozbiła związek.
Wykończony emocjonalnie pisarz poświęca się ratowaniu zdrowia i pisarstwu. Kończy ‘Rodzinę Połanieckich’ i jako swój osobisty akt zemsty na ex-teściowej portretuje ją w powieści. A poza tym ożywają w pamięci rzymskie spacery w towarzystwie malarza Henryka Siemiradzkiego. To on pokazał mu maleńki kościółek przy Via Appia Antica – Domine Quo Vadis z kopią odcisku stóp Chrystusa – oryginał jest przechowywany w Bazylice św. Sebastiana za Murami. Sienkiewicz chwycił za pióro i … dalszy ciąg znamy wszyscy. Nobel w 1905 roku. Światowe uznanie. Ciekawe, jaka była wówczas mina pani Włodkowicowej?
29 kwietnia 1918 roku w kaplicy Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia, w urokliwym rzymskim kościele Sant’Andrea delle Fratte, młody franciszkanin z Polski odprawia swoją pierwszą mszę. Maksymilian Kolbe, przyszły rycerz Niepokalanej. 23 lata później, 14 sierpnia 1941, w wigilię Wniebowzięcia NMP, ginie w Oświęcimiu, oddając swoje życie za życie Franciszka Gajowniczka. 10 października 1982 roku o jego heroizmie usłyszy cały świat, kiedy papież Jan Paweł II wyniesie go na ołtarze. Prawie rok później prymas Polski Józef Glemp ufunduje popiersie polskiego świętego obok wspomnianej kaplicy.
Kaplica znajduje się po lewej stronie od wejścia. Trudno ją przeoczyć, bije od niej niesamowity blask. To tu objawiła się Madonna młodemu Alfonso Ratisbonne – Żydowi, który pod wpływem tego widzenia zmienił wiarę na katolicką.
Lubię to miejsce, jest bardzo spokojne, lubię elegancką sylwetkę dzwonnicy Borrominiego. Czasem dobiegają dźwięki muzyki z przylegającego do kościelnego dziedzińca konserwatorium św. Cecylii.
A w głębi ołtarza na tle męczeńskiej śmierci św. Andrzeja umieszczono dwa anioły Berniniego – wykonane przez mistrza. Zresztą miał pracownię i mieszkanie naprzeciwko kościoła, przy Via della Mercede (jest tablica z popiersiem artysty), do dziś mieszkają tu jego potomkowie.
Bernini naszkicował 10 aniołów na Most Świętego Anioła, ale sam wyrzeźbił jedynie dwa. Resztę wykonali jego uczniowie. Zresztą sam zleceniodawca papież Klemens IX pomyślał, że to niezbyt dobry pomysł wystawiać na wolnym powietrzu takie arcydzieła. Do śmierci artysty znajdowały się w jego pracowni, potem w gabinecie siostrzeńca papieskiego kardynała Jacopo Rospigliosi, aż w 1731 roku trafiły do kościoła Sant’Andrea delle Fratte.
Jeden anioł trzyma koronę cierniową, drugi napis INRI – Jezus Nazareński Król Żydowski.
Oba są ponadnaturalnej wielkości. Na ich twarzach maluje się smutek i cierpienie. I piękno zaklęte w marmurze. Zachwycają mnie skrzydła, zwiewność szat anielskich. Słowem widać rękę geniusza.
Stanisław Kostka – młodzieniec, który miał odwagę podążyć za swoimi marzeniami wbrew woli bogatych rodziców. Silny charakter, choć wątłe zdrowie. I to właśnie malaria brutalnie przerwała ten piękny sen Stanisława 15 sierpnia 1568 roku – w dniu Wniebowzięcia NMP. Jest nie tylko patronem Polski, ale przede wszystkim patronem polskiej młodzieży, tak jakby każdemu młodemu człowiekowi z osobna chciał powiedzieć: uwierz w siebie i swoje możliwości!
Kościół św. Andrzeja na Kwirynale. Perła baroku. Arcydzieło Berniniego. I rzeczywiście, zachwyca: niezwykle teatralną konstrukcją, w której sceną staje się ołtarz główny eksponujący męczeństwo świętego Andrzeja. I cudowną kopułą, dyskretnie ozdobioną złotem, pełną aniołów trzymających przedmioty pasji.
A jednym z aktorów jest także św. Stanisław Kostka, choć kiedy on przybył do Wiecznego Miasta w 1567 roku, tego kościoła jeszcze nie było. Bernini wzniósł go prawie 100 lat później.
Kaplicę św. Stanisława Kostki (po lewej stronie od wejścia) dekorują obrazy przedstawiające sceny z życia świętego: jego cudowne ocalenie z choroby, na którą zapadł jeszcze jako uczeń w Wiedniu. Stanisław miał w nocy dwie wizje. Święta Barbara – patronka dobrej śmierci – w towarzystwie dwóch aniołów udzieliła mu komunii świętej, potem a Matka Boska złożyła mu na ręce Dzieciątko, prosząc o wstąpienie do zakonu jezuitów. To cudowne uzdrowienie wytyczyło dalszą drogę życiową młodego Polaka.
Chciał zostać jezuitą, najchętniej misjonarzem w Indiach. Piechotą, przebrany nie do poznania ucieka z Wiednia przez Niemcy. Celem jest Rzym i w końcu tam dociera, a za rekomendacją bawarskiego duchownego, u którego wcześniej przebywał, zostaje przyjęty do nowicjatu. Ojciec nie odpuszcza, śle list z pogróżkami, w którym nie omieszka wspomnieć, że taki syn przynosi wstyd jego bogatej rodzinie. Stanisław jest nieugięty i nie zamierza wracać do Polski. Wkrótce los zadecyduje za niego. 10 sierpnia 1568 roku zachoruje na malarię, To wyrok śmierci. Odejdzie po pięciu dniach – w Ferragosto, w dniu Wniebowzięcia NMP, nie ukończywszy nawet 18 lat.
W tej samej kaplicy spoczęła urna z lapis lazuli zawierająca relikwie świętego, wyniesionego na ołtarze w 1726 roku przez Benedykta XIII.
Na pierwszym piętrze domu zakonnego można obejrzeć celę, w której zmarł Stanisław Kostka (wstęp €2 obejmuje również zakrystię dekorowaną przez Berniniego), a w niej rzuca się w oczy niecodzienna rzeźba z kolorowych marmurów, przedstawiająca świętego zasypiającego na łożu śmierci. W jednym ręku trzyma różaniec, w drugim wizerunek Matki Boskiej.
Wojciech i Jerzy – dwa popularne imiona w Polsce, święci dość odlegli w czasie, inne zawody: jeden duchowny, drugi wojownik, ale podobna męczeńska śmierć w tym samym dniu, 23 kwietnia. Wojciecha zamordowali toporem i włóczniami pogańscy Prusowie, kiedy próbował nawracać ich na chrześcijaństwo, Jerzy został ścięty mieczem z polecenia cesarza Dioklecjana, kiedy zaczął publicznie krytykować prześladowania chrześcijan. W Rzymie kościoły przechowujące pamięć o nich, znajdują się stosunkowo blisko siebie.
Zaczniemy od Wojciecha, bo to patron Polski i apostoł Słowian.
Spokojny kościółek św. Bartłomieja pośrodku Wyspy Tybrowej(l’Isola Tiberina). W porze obiadowej na stopniach obelisku młodzi ludzie posilają się kanapkami na wolnym powietrzu (czego nie mogą robić np. na Schodach Hiszpańskich, bo grozi to grzywną). Zbudowany na miejscu dawnej świątyni Eskulapa – opiekuna medycyny. Wierzono, że woda wydobywająca się ze źródła – ma leczniczą moc, zamknięto je dopiero w średniowieczu, bo woda zamiast uzdrawiać ludzi, uśmiercała ich (została zakażona). Na jednej ze ścian studzienki (pokrywającej dawne źródełko), znajdującej się u stóp ołtarza głównego, widzimy postać Wojciecha z pastorałem, jego surową, pełną niezadowolenia twarz. To prawdopodobnie najstarsze przedstawienie świętego (choć nie do końca wiadomo czy to św. Wojciech czy może św. Paulin z Noli, którego ciało sprzedano cesarzowi Ottonowi mówiąc, że jest to ciało świętego Bartłomieja). Co go łączyło z Rzymem?
Adalbert – pod takim imieniem św. Wojciech jest znany w historii Kościoła, imieniem przyjętym podczas bierzmowania z rąk biskupa Adalberta w Moguncji, gdzie kształcił się do stanu duchownego. A więc hołd oddany swojemu mistrzowi. Biskup Pragi od 983 roku, pierwszy Czech z pochodzenia. Wszedł do miasta boso, ku zgorszeniu miejscowego duchowieństwa, pławiącego się w luksusach. Bo Wojciech, choć arystokratycznego pochodzenia, był skromny, pomagał biedakom, odwiedzał więźniów, słowem daleko mu było do powszechnej rozpusty, jaka panowała w jego biskupstwie. Sodoma i gomora, wielożeństwo, cudzołóstwo i zbytek – niełatwo pracować w takim otoczeniu. Wytrzymał 5 lat. Potem poprosił papieża Jana XV o zwolnienie go z obowiązków biskupich i przyjechał do Rzymu, gdzie po odwiedzeniu opactwa na Monte Cassino i opactwa św. Nila w Grottaferrata (w pobliżu Rzymu) ostatecznie wstąpił do klasztoru benedyktynów na Awentynie (dzisiejszy kościół św. Bonifacego i Aleksego, ten, w którym znajdują się schody św. Aleksego – znamy go ze szkoły średniej – z ‘Legendy o św. Aleksym’). Przebywał tam trzy lata (989-992).
Ale w Pradze znów zawrzało i papież nakazał mu powrót do swojego biskupstwa. Adalbert wrócił i założył opactwo benedyktyńskie w Brzewnowie pod Pragą. Niedługo nacieszył się tym pobytem, bo oto w 995 roku na zamku należącym do rodziny Werszowców jedna z mężatek dopuściła się cudzołóstwa. Kiedy to odkryto, musiała uciekać z Pragi i to Wojciech udzielił jej schronienia. Rozwścieczona rodzina nie tylko odnalazła kobietę, wywlokła ją z pomieszczeń zakonnych i zamordowała na oczach wszystkich. Zemściła się również na Wojciechu, mordując członków jego rodziny i paląc rodzinne włości. Wojciech musiał uciekać, chcąc ratować swoje życie. Z pomocą przyszli mu współbracia z Awentynu. Ale to było tylko tymczasowe lokum, bo jego powrót do Pragi był niemożliwy, a w Rzymie też nie mógł pozostać, bo biskup Moguncji uznał go za zbiega. Wojciech pojechał więc do Moguncji i tam oczekiwał ostatecznej decyzji, w międzyczasie podróżując po Europie, tylko cesarz mógł go zmusić do powrotu, a ten miał inne problemy na głowie. Decyzja przyszła w 996 roku. Czesi, a precyzyjniej duchowieństwo niemieckie w Pradze odmówiło jego powrotu. Wojciech zaczął wtedy opowiadać cesarzowi Ottonowi III o swoich planach chrystianizacji pogan. Nie tylko otrzymał cesarską zgodę, ale też zaprzyjaźnił się z Ottonem III. W 996 roku pojechał więc do Polski, do księcia Chrobrego. A stamtąd wyruszył na Prusy z misją nawracania pogan na chrześcijaństwo.
Pomimo ochrony przydzielonej mu przez Chrobrego, Wojciech zginął z rąk Prusów w Świętym Gaju, 23 kwietnia 997 roku. Jeden z pogan uderzył go wiosłem, inni przebili włóczniami, a jeszcze inny odrąbał głowę toporem (stąd wiosło i włócznie są częstym atrybutem świętego, widoczne również na relikwiarzu). Głowę biskupa nadziano na pal, czyste barbarzyństwo. Zaczął się handel ciałem zamordowanego. Chrobry zapłacił fortunę za głowę i ciało świętego.
Dzięki staraniom cesarza Ottona III Wojciech zostaje kanonizowany dwa lata po śmierci, w 999 roku przez papieża Sylwestra II. Chce wybudować kościół dedykowany przyjacielowi, ale nie ma w nim żadnych relikwii. Jedzie więc w 1000 roku do Chrobrego w nadziei, że przywiezie ciało przyjaciela. Chrobry nie chce jednak wydać ciała. W zamian ofiaruje cesarzowi ramię świętego, którego część trafia do Akwizgranu, a część do Rzymu – dwóch najważniejszych wówczas metropolii chrześcijańskich. Ramię spoczęło w relikwiarzu w kościele dedykowanym Adalbertowi.Kiedy w 1180 roku sprowadzono tu ciało św. Bartłomieja, ówczesny papież Aleksander III zmienił wezwanie kościoła, dedykując go tylko Bartłomiejowi.
Fragment ramienia św. Wojciecha przechowywano w Rzymie aż do 1928 roku. Relikwia powróciła do Gniezna na prośbę prymasa Hlonda po tym, jak skradziono w 1923 roku czaszkę świętego.Czy ciało świętego spoczywa w Pradze czy w Gnieźnie – nawet historycy są podzieleni, po tym jak Czesi złupili Gniezno w 1038 roku. Czaszka się odnalazła około 1127 roku, a ciało? Wiele pytań, brak stuprocentowej pewności, gdzie jest. A tymczasem w centrum rzymskiej kaplicy dedykowanej świętemu (po lewej stronie ołtarza głównego) możemy podziwiać Wniebowstąpienie Najświętszej Marii Panny, któremu przyglądają się św. Wojciech i św. Paulin z Noli. Na ołtarzu ikona z wizerunkiem św. Wojciecha – podarowana Janowi Pawłowi II przez Gniezno, a pod ołtarzem już pusty relikwiarz. Polacy rzadko tu zaglądają, a szkoda.
Jerzy nie miał tak bogatego życiorysu. Urodził się i zginął w Kapadocji (dzisiejsza Turcja). Był żołnierzem w służbie cesarskiej tak jak jego ojciec i musiał mordować chrześcijan, choć wcale tego nie popierał. Kiedy ośmielił się publicznie skrytykować cesarza Dioklecjana, zapłacił za to głową. Został ścięty mieczem 23 kwietnia około 303 – 305 roku. Dokładny rok nie jest znany. Jest pochowany w miejscowości Lod koło Tel Awiwu (starożytna Lydda – jego mama była Żydówką), ale głowa pozostała w Kapadocji, bo właśnie stamtąd sprowadził ją w VIII wieku do Rzymu papież Zachariasz, Grek z pochodzenia (pontyfikat w latach 741-752). Spoczęła w kościele San Giorgio in Velabro, obok Łuku Janusa i Piazza della Bocca della Verità. Velabrum to bagno, od Forum Romanum aż po Tyber rozciągała się Dolina Bagna – la Valle del Velabro, na miejscu tego kościoła według tradycji legendarna wilczyca znalazła kosz z bliźniętami Romulusem i Remusem). Cenną relikwię okryto złotym welonem – velarum – niektórzy w ten sposób interpretują wezwanie kościoła. Znajduje się ona w ołtarzu głównym wraz z mieczem świętego i fragmentem jego ubrania.
W apsydzie fresk autorstwa Pietro Cavalliniego (1295) przedstawiający Chrystusa błogosławiącego światu: po lewej stronie patrząc na fresk Matka Boska i św. Jerzy na białym koniu, po prawej i św. Piotr i św. Sebastian.
Święty Jerzy jest patronem Anglii, jest również czczony w Kościołach Wschodnich. Polski kościół obchodzi jego święto dzień później, 24 kwietnia, ustępując pierwszeństwa św. Wojciechowi.
Miejsce spokojne, może nawet za bardzo, dlatego Cosa Nostra wybrała je sobie na miejsce zamachu. 28 lipca 1993 roku, tuż po północy wybuchła bomba, 100 kilogramów ładunku umieszczonego w samochodzie w pobliżu świątyni zniszczyło portyk kościoła, XII-wieczna dzwonnica na szczęście ocalała.
A Wojciechom, Wojtkom i Wojtusiom oraz Jerzym, Jurkom i Jurusiom składamy najlepsze życzenia imieninowe.
‘Campo di Fiori’. Ten wiersz Czesława Miłosza pamiętamy wszyscy ze szkolnych czasów. Na rogu Via dei Giubbonari i Campo de’ Fiori niedawno przywrócono tablicę z wierszem polskiego noblisty, zniszczoną wcześniej przez wandali. W rocznicę powstania w getcie warszawskim warto go przypomnieć, choć Campo de’ Fiori już dawno straciło swój urok i zamiast kolorowego targowiska zamieniło się w miejsce handlu mydłem i powidłem, wieczorami dodatkowo pełnym hałaśliwej młodzieży. Tylko ludzie pozostali tacy sami … jak w wierszu Miłosza.
Campo di Fiori – Czeslaw Milosz
W Rzymie na Campo di Fiori Kosze oliwek i cytryn, Bruk opryskany winem I odłamkami kwiatów. Różowe owoce morza Sypią na stoły przekupnie, Naręcza ciemnych winogron Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu Spalono Giordana Bruna, Kat płomień stosu zażegnął W kole ciekawej gawiedzi. A ledwo płomień przygasnął, Znów pełne były tawerny, Kosze oliwek i cytryn Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori W Warszawie przy karuzeli, W pogodny wieczór wiosenny, Przy dźwiękach skocznej muzyki. Salwy za murem getta Głuszyła skoczna melodia I wzlatywały pary Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących Przynosił czarne latawce, Łapali skrawki w powietrzu Jadący na karuzeli. Rozwiewał suknie dziewczynom Ten wiatr od domów płonących, śmiały się tłumy wesołe W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta, że lud warszawski czy rzymski Handluje, bawi się, kocha Mijając męczeńskie stosy. Inny ktoś morał wyczyta O rzeczy ludzkich mijaniu, O zapomnieniu, co rośnie, Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem O samotności ginących. O tym, że kiedy Giordano Wstępował na rusztowanie, Nie znalazł w ludzkim języku Ani jednego wyrazu, Aby nim ludzkość pożegnać, Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino, Sprzedawać białe rozgwiazdy, Kosze oliwek i cytryn Nieśli w wesołym gwarze. I był już od nich odległy, Jakby minęły wieki, A oni chwilę czekali Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni, Już zapomniani od świata, Język nasz stał się im obcy Jak język dawnej planety. Aż wszystko będzie legendą I wtedy po wielu latach Na nowym Campo di Fiori Bunt wznieci słowo poety.
Przerażająca paszcza potwora, który niemal połyka każdego przekraczającego wrota pałacu, a ”po drugiej stronie lustra” niespodzianka – rajskie, idylliczne ogrody. Takie symboliczne przejście z piekła do raju fundował swoim gościom Federico Zuccari, twórca pałacu o tej samej nazwie. Cóż za fantazja!!!
Tej z pewnością nigdy nie zabrakło skromnemu malarzowi rodem z Księstwa Urbino, autorowi fresków kopuły katedry florenckiej Santa Maria del Fiore.
Ale Federico zapragnął stworzyć akademię malarską, dom artysty, który miał służyć za schronienie biednym, ale zdolnym młodym adeptom sztuki przyjeżdżającym z zagranicy do Wiecznego Miasta, aby tu kontemplować piękno i rozwijać swoje talenty.
Przyjechał więc do Rzymu, do swojego starszego brata, Taddeo, uznanego już wówczas malarza i dzięki jego pomocy zakupił w 1590 roku teren będący częścią starożytnych Ogrodów Lukullusa i tu, na skrzyżowaniu Via Sistina i Via Gregoriana w pobliżu Schodów Hiszpańskich dwa lata później, w 1592 roku wybudował swój oryginalny pałacyk, zwany Palazzo Zuccari (od nazwiska fundatorów).
Lukullus to starożytny wódz, a potem konsul, bajecznie bogaty właściciel wielu luksusowych rezydencji i ogrodów, kolekcjoner sztuki, a przede wszystkim znany smakosz i organizator uczt z najdroższymi i najbardziej wykwintnymi potrawami. Do języka weszło nawet określenie ”ucztaLukullusa”, czyli biesiada pełna przepychu i wysmakowanych potraw. O przepychu na skalę Lukullusa nie było tu mowy, choć wnętrza oddawały doskonały gust artystyczny właściciela. Zuccari czuł się przede wszystkim promotorem artystów i temu miał służyć jego skromny, jednopiętrowy pałacyk.
Ale pozwolił sobie na prowokację artystyczną, bo jak inaczej określić te trzy manierystyczne potwory z olbrzymimi ustami otwartymi na oścież: w drzwiach i dwóch oknach od strony Via Gregoriana. Czy to tylko kaprys artystyczny zamknięty gdzieś pomiędzy horrorem a ekstrawagancją, czy szczyt finezji ukrytej w kamiennych oczach, policzkach, brwiach?
Federico umarł w 1609 roku, zastrzegając, że dom ma być przeznaczony wyłącznie dla artystów. Ale rodzina nigdy nie zrealizowała jego testamentu, wręcz przeciwnie szybko sprzedała pałac niejakiemu Toscanellemu, a ten rozpoczął rozbudowę pałacu według własnych potrzeb. O artystach zapomniano.
W latach 1702 – 1714 pałac wynajmowała nasza królowa Marysieńka Sobieska, która uczyniła z niego centrum życia kulturalnego XVIII-wiecznego Rzymu. Z jej woli dostawiono sześciokolumnowy portyk w stylu toskańskim i umieszczono herb Sobieskiego powyżej. Potem budynek przechodził z rąk do rąk, przez pewien czas służył jako zajazd dla artystów (nocował tu m.in. słynny niemiecki historyk sztuki Johann Winckelmann), potem jako dom dla księży i szkoła, aż w końcu w 1904 roku kupiła go bogata Niemka, Henrietta Hertz.
Henrietta była kobietą renesansu, prawdziwym mecenasem kultury, jej kosmopolityczny salon szybko stał się popularny w mieście, często bywał tu znany włoski pisarz Gabriele D’Annunzio, który oczarowany atmosferą miejsca, umieścił w nim akcję swojej powieści ‘‘Il Piacere”(przyjemność). Kochała sztukę, zgromadziła niebywałą kolekcję obrazów i książek. Na osobistą prośbę obrazy po jej śmierci powędrowały do Pałacu Weneckiego, a księgozbiór przejął rząd niemiecki. W 1912 roku otwarto tu ośrodek naukowy znany jako Instytut Cesarza Wilhelma, a potem Bibliotekę Hertzianadziałającą do dziś jako jeden z najlepszych na świecie ośrodków dokumentacji historii sztuki.
Bibliotekę można zwiedzać tylko po telefonicznej rezerwacji. Potwory, na szczęście są gratis :). Rzymianie żartobliwie nazywają Palazzo Zuccari Domem Potworów (Casa dei Mostri), gdyż maszkarony te do złudzenia przypominają potwory z Ogrodu Bomarzo(patrz: Il Parco dei Mostri) niedaleko Viterbo, tam kamienne paszcze potworów powstały nieco wcześniej niż te rzymskie, wiec były one jakąś inspiracją dla artysty. Obaj bracia: najpierw Taddeo, potem Federico wykonali część fresków w przepięknym Palazzo Farnese w Caprarola, także w okolicy Viterbo.
A zatem, turysto, kiedy już zdobędziesz szczyt Schodów Hiszpańskich, na wysokości kościoła Trinità dei Monti skręć w prawo, a za chwilę zobaczysz maleńki placyk pełen białych taksówek (ostrożnie!): rozdroże Via Sistina i Via Gregoriana.