Nie szata zdobi człowieka, ale miasto już tak i to jak. Kiedy w 2011 agencja ”Laura Rossi International” zaprezentowała swój pierwszy projekt oświetlenia Via del Corso i Rzymu w okresie świąteczno-noworocznym, z pewnością nie spodziewała się aż takiego sukcesu. Główną ulicę włoskiej stolicy: od Piazza Venezia do Piazza del Popolo, blisko 1,6 km długości rozświetliła ogromna, trójkolorowa flaga Włoch z okazji 150-lecia zjednoczenia kraju. I od razu podbiła serca rzymian i turystów, a projekt ”Roma si mette in luce” na trwałe wpisał się do kalendarza imprez miejskich. W 2013 roku była przepiękna tęcza pokoju i drzewko zadedykowane zmarłemu Nelsonowi Mandeli, choć konserwatyści szybko ochrzcili ją tęczą gejów. Rok 2014 należy do Expo.
Tegoroczna edycja przyćmiła pozostałe. Było kolorowo i międzynarodowo: wszak okazja wyjątkowa: od 1 maja do 31 października Mediolan gości Expo 2015. W hołdzie Expo Via del Corso pokryła się 144 flagami państw uczestniczących w nim oraz flagą Unii Europejskiej. Kolorowe flagi 2,5 m x 2, wszystkie wykonane we Włoszech i przy użyciu technologii led gwarantowały spacer pod iście ”międzynarodowym niebem”.
Najbardziej luksusowa ulica stolicy – Via dei Condotti – tym razem została ozdobiona wysublimowanymi wisiorkami jubilerskiej firmy Bulgari, która również sponsoruje projekt odnowy Schodów Hiszpańskich. Odrestaurowała już słynną fontannę ”La Barcaccia”, a pod koniec lutego ma ruszyć remont samych schodów.
I patrząc na świąteczne dekoracje centrum, eleganckie, bez zbędnego przepychu nie mam wątpliwości, że Włochy są wciąż kolebką artystów 🙂
Gdyby nie Trzej Królowie, świat być może nie poznałby Befany. To ta poczciwa wiedźma wskazała drogę do Betlejem trzem zbłąkanym dostojnikom. Sama nie skorzystała z propozycji dołączenia się do ich orszaku, wykręcając się nadmiarem obowiązków. Szybko jednak pożałowała swojej decyzji. Nie znalazła już bowiem ani króli, ani Gwiazdy Betlejemskiej, która poprowadziła ich do Dzieciątka Jezus. Skruszona, zapakowała prezenty do dużego worka i wyruszyła w podniebną podróż na miotle od mieszkania do mieszkania, zostawiając prezenty każdemu dziecku w nadziei, że któreś z nich okaże się Dzieciątkiem.
I choć Mikołaj (Babbo Natale) już dawno zdetronizował Befanę, nad czym ubolewają starsze pokolenia, gdyż przynajmniej do końca drugiej wojny światowej to Befana przynosiła dzieciom podarki, to i tak noc z 5 na 6 stycznia pozostaje magiczną nocą dla włoskich dzieci. Trzeba się przygotować do spotkania z Befaną, zostawić jej poczęstunek na stoliku (ciasteczka, mleko), żeby posiliła się po podroży i zostawić pustą skarpetę na prezenty: na kominku, kaloryferze lub gdzie popadnie. A rankiem okaże się kto był grzeczny, a kto rozrabiaką. Dobre dzieci znajdują w skarpecie słodkości i niespodzianki, niegrzeczne – węgiel.
Nazwa Befana jest zniekształconą formą Epifanii (z greckiego: manifestacja, objawienie). Kościół katolicki czci ten dzień jako święto Trzech Króli, którzy złożyli Jezusowi w darze mirrę, kadzidło i złoto (mirra była bardzo kosztowna w tamtych czasach, dorównywała wartością złotu). W Watykanie już po raz 30 6 stycznia wzdłuż Via della Conciliazione przejdzie orszak historyczno-folklorystyczny Trzech Króli,blisko 1400 postaci w kostiumach zakończy paradę na placu św. Piotra, wręczając papieżowi symboliczne królewskie dary.
W czasach antycznych rzymianie wierzyli, że w ciągu 12 dni po Bożym Narodzeniu krążyły nad ziemią tajemnicze bóstwa kobiece, którym przewodziła Diana, bogini związana z wegetacją. Rozsiewały one nasiona po całej ziemi, tak aby przygotować ją do wydawania płodów w następnym roku. Wierzono też, że w ciągu tych dwunastu dni Matka Natura, zmęczona i pozbawiona energii, musiała odpocząć, dokonać samospalenia, aby potem odrodzić się z popiołów. Ale zanim to nastąpiło, przybierała postać wiedźmy, która krążyła na miotle po niebie i rozdawała wszystkim dary.
Włoska Befana jest sympatyczną wiedźmą. Ubrana w długą, szarą spódnicę, fartuch z kieszeniami, owinięta szalem, w kapeluszu, z koszykiem pełnym prezentów i w zniszczonych butach (bo przecież obeszła tyle domostw) odwiedza dzieciaki, a ile domów, tyle wersji popularnego wierszyka:
La Befana vien di notte
con le scarpe tutte rotte
col vestito alla romana:
Viva viva la Befana!
czyli:Befana przychodzi nocą, w zniszczonych butach, ubrana po rzymsku, niech żyje Befana.
W Rzymie do 1870 roku święto Befany obchodzono na Placu św. Eustachego (tam, gdzie dziś najlepsza kawa). Potem areną wydarzeń został Plac Navona. To tu odbywały się kiermasze, zabawy dla dzieci, no a wreszcie można było spotkać samą Befanę.
W tym roku, po konflikcie z władzami miasta, które znacznie ograniczyły liczbę licencji, tłumacząc się dążeniem do przywrócenia dawnego, ludycznego charakteru tego święta, właściciele kramów w geście solidarności nie otworzyli żadnego z nich. No cóż, kij ma dwa końce. Prawdą jest, że Piazza Navona w pewnym momencie zamieniła się w piknik z pieczonymi prosiakami, fast foodami i czym tylko się da, tracąc swoją pierwotną twarz. Nie pomógł nawet spektakularny pogrzeb Befany zainscenizowany 8 grudnia przez sklepikarzy. Choć straganów z rękodziełem żal, bez nich Piazza Navona jest inna i czegoś brak, przyzna to chyba każdy rzymianin, który przychodził tu jako dziecko kupić sobie Befanę lub figurki do domowej szopki
Dzieci się cieszą, wszak to ich święto, jest mnóstwo gier, spektakli kukiełkowych, widowisk oraz nieśmiertelna karuzela.
Zabytkowa karuzela na Piazza Navona
Dorośli docenią spektakl świateł na Fontannie Czterech Rzek z obeliskiem imitującym choinkę.
A ponieważ Epifania tutte le feste le porta via, czyli Epifania kończy okres leniuchowania i zabiera ze sobą wszystkie święta, więc świętujmy, póki możemy!
Janus (Giano), bóg początku i końca, patron bram i przejść ulicznych. To on wprowadzał starożytnych rzymian w Nowy Rok i patronował magicznemu przejściu ze starego w nowe. Bóg o dwóch twarzach: starca i młodzieńca. Twarz z tyłu, starcza, spoglądała na rok właśnie skończony, twarz z przodu, ta młodzieńcza na rok, który miał dopiero nadejść. I to właśnie jemu Juliusz Cezar oficjalnie dedykował pierwszy dzień i miesiąc roku, choć kult Janusa szerzył się już od czasów drugiego króla rzymskiego, następcy legendarnego Romulusa, Numy Pompiliusza (VIII-VII w. p.n.e.), a ślady kultu Janusa zachowały się w brzmieniu nazwy tego miesiąca w różnych językach (łacina – Ianuarius, angielski: January, francuski: janvier czy włoski: gennaio).
No właśnie, gdyby nie Juliusz Cezar i jego reforma kalendarza w 46 r. p.n.e., nie byłoby obchodów Nowego Roku 1 stycznia. Wcześniej bowiem rzymianie świętowali go 1 marca, w dniu wyboru dwóch konsulów, którzy w uroczystej procesji podążali do świątyni Jowisza na Kapitolu, aby tam złożyć mu ofiarę z białych byków.
Wielki Juliusz podzielił rok na 365.25 dni, wprowadził też rok przestępny co 4 lata i zmienił długość dni 12 miesięcy (praktycznie pozostała ona niezmieniona do dziś). Kalendarz obowiązywał od 45 r. p.n.e. Co prawda sam Juliusz Cezar nie nacieszył się zbyt długo “swoim dzieckiem”, bo dwa lata później go zasztyletowano, ale kalendarz juliański przetrwał oficjalnie aż do 1582 roku, kiedy to papież Grzegorz XIII zastąpił go gregoriańskim. Tak naprawdę różnica była subtelna i dotyczyła innego naliczania lat przestępnych. W czasach Juliusza Cezara za rok przestępny uważano ten, który dzielił się i przez 4, i przez 100. Dwaj astrolodzy zatrudnieni przez papieża Grzegorza XIII: Luigi Lilio i Christopher Clavius po pierwsze ucięli 10 dni, o które wydłużył się rok od czasów juliańskich, a więc po 4 X 1582, nastąpił od razu 15 październik, a rokiem przestępnym mógł być tylko ten podzielny przez cztery. W ten sposób zsynchronizowali rok kalendarzowy z porami roku, co ułatwiło Kościołowi również planowanie ruchomych dotąd świąt religijnych. Kalendarz juliański spóźniał się o jeden dzień raz na 128 lat, kalendarz gregoriański zniwelował te różnicę i tym razem spóźnia się on o jeden dzień, ale raz na 3323 lata.
Kalendarz gregoriańskiod razu przyjęły kraje katolickie takie jak: Hiszpania, Portugalia, Polska i księstwa włoskie. Ostatnim krajem na świecie, który przyjął tenże kalendarz była Turcja w 1927 roku, wcześniej posługująca się kalendarzem muzułmańskim. Jednak kalendarz juliański nadal jest podstawą roku liturgicznego w Kościele Prawosławnym.
Starożytni rzymianie zapraszali znajomych pierwszego dnia roku na obiad, wymieniano prezenty, czyli białe dzbany wypełnione miodem, daktylami, figami i przyozdobione gałązkami wawrzynu (zwanymi także strenne: od bogini Sabinów Strenii, zerwane w świętym lesie jej poświęconym), więc miały one zapewnić szczęście i powodzenie w nadchodzącym roku.
Współcześni rzymianie tak jak większość Włochów żegnają odchodzący rok przy stole. Kolacje sylwestrowe z rodziną, przyjaciółmi, w domu lub w restauracji to najpopularniejszy sposób spędzania nocy sylwestrowej (choć nie brakuje imprez pod gołym niebem: koncert w Circo Massimo czy pokaz sztucznych ogni nad Koloseum). Obowiązkowo z soczewicą (w połączeniu z tłustym wieprzowym cotechio czy zampone), co ma zapewnić powodzenie finansowe, w czerwonej bieliźnie (aby mieć powodzenie w miłości) i z kieliszkiem prosecco lub wina musującego. Bardziej zabobonni dawniej wyrzucali z domu przez okna wszystkie stare rzeczy, aby symbolicznie zamknąć rok i usunąć cale nagromadzone w nim zło, na szczęście ten zwyczaj odszedł już w niepamięć, bo pociągnął za sobą wiele zniszczonych aut, a i niejednemu przechodniowi spadło czasem na głowę co nieco.
A po nocnych balach i biesiadach czas na kąpiel, ale nie tę pod cieplutkim prysznicem. Mister Ok jest znany każdemu rzymianinowi. To MaurizioPalmulli, ratownik z nadmorskiego Castel Fusano, który co roku pierwszego stycznia, punktualnie w południe, kiedy strzela działo na Wzgórzu Janiculum, a papież udziela błogosławieństwa Urbi et Orbi w pobliskim Watykanie, skacze z 18 metrów z Mostu Cavour prosto do wód Tybru. Pomimo tegorocznego mrozu już po raz 27 powitał Nowy Rok swoim słynnym lotem anioła.
Życzymy Wszystkim udanego roku. Niech doda Wam skrzydeł!
5 deszczułek z drzewa klonowego rodem z Palestyny. Zamknięte w srebrno – kryształowej urnie z figurką Dzieciątka od VII wieku są metą pielgrzymów z całego świata. To Relikwie Żłóbka Pańskiego, znane jako Sacra Culla (Święta Kołyska), przechowywane w miejscu od zawsze związanym z tradycją Bożego Narodzenia. To tu papieże celebrowali pierwsze uroczyste Pasterki i tu papież Sykstus III w 432 roku (a więc na długo przed świętym Franciszkiem) zbudował pierwszą Grotę Narodzin identyczną jak ta betlejemska, a sam kościół otrzymał wezwanie Santa Maria ad Praesepem (Matki Bożej przy Szopce). Mowa o papieskiej Bazylice Santa Maria Maggiore (Matki Boskiej Większej) na Eskwilinie, najważniejszym rzymskim kościele poświęconym Maryi.
2 lutego 1994 był czarnym dniem dla Rzymu, a w szczególności dla kościoła Matki Bożej Niebiańskiego Ołtarza (Santa Maria in Ara Coeli). Ktoś ukradł ukochaną figurkę rzymian – Santo Bambino, czyli Dzieciątko Jezus cudami słynące – otaczaną tu szczególną czcią, zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia. Choć minęło już 20 lat od kradzieży, rzymianie wciąż żyją nadzieją, że ich ukochane Pupo (w dialekcie rzymskim: dziecko) któregoś dnia powróci i zapuka do drzwi tak, jak za pierwszym razem, kiedy je wykradziono …
Pod koniec XV wieku, około 1480 roku pewien franciszkanin udał się do Ogrodu Getsemani w Jerozolimie, zerwał pokaźną gałąź oliwną i w przypływie natchnienia wyrzeźbił figurkę odpowiadającą naturalnej wielkości noworodka (około 60 cm), przepiękne Dzieciątko Boże. Wiedział, że musi pomalować figurkę, aby zabezpieczyć drewno, nie miał jednak ani pomysłu, ani siły, aby ją ukończyć tego samego dnia. Wieczorem, tuż przed zaśnięciem poprosił Niebiosa o pomoc. Jakież zdziwienie go ogarnęło, kiedy rankiem zobaczył Dzieciątko nie tylko pomalowane (oczywiście przez Anioły), ale i przystrojone w szaty z delikatnego złota, lecz owinięte tak, jak się owija każde niemowlę. W 1500 roku postanowił zawieźć figurkę do Rzymu. Niestety, podczas podróży morskiej burza zniszczyła statek, którym transportowano Dzieciątko. Zrozpaczony zakonnik szukał figurki, ale bambinello szczęśliwie ocalało, odnalazł je w skrzynce na plaży Morza Tyrreńskiego w okolicy Livorno. I kiedy dotarł już do Rzymu, figurka Dzieciątka Jezus mogla trafić tylko do tego kościoła – Matki Bożej Niebiańskiego Ołtarza, zbudowanego w miejscu, w którym cesarz August miał wizję Dziewicy z Dzieciątkiem.Santo Bambino szybko stało się ukochanym (i bliskim sercu, stąd familiarne określenie pupo) przedmiotem kultu, bo zaczęło uzdrawiać z ciężkich chorób, a według niektórych przekazów nawet wskrzeszać zmarłych. Mówiono, że w momencie uzdrowienia usta figurki stawały się purpurowe, blade zaś, kiedy już nie było szansy na uzdrowienie. Szybko też pokrywało się ex votami w podzięce za ocalone życie: głównie drogocennymi klejnotami: diamentami, szafirami, szmaragdami, ametystami, zlotem i srebrem. W kaplicy Dzieciątka rzucają się w oczy stosy listów z całego świata, pisanych przez małych i dużych. Są to prośby o uzdrowienie, podziękowania za ocalenie życia etc …Książę Torlonia oddał do dyspozycji zakonników luksusową i szybką jak na tamte czasy karocę, aby o każdej porze dnia i nocy Dzieciątko bez problemów mogło odwiedzać chorych w domu. Ale nie wszyscy mieli czyste intencje. Otóż pewna bogata rzymianka (inne wersje podają, że cudzoziemka) zakochała się w figurce i zapragnęła mieć ją na własność. Poprosiła więc znajomego rzeźbiarza, aby wykonał jej kopię. Sama zaś udała chorą i zakonnicy przybyli do niej z wizytą, a że było już grubo po zmroku, więc podmieniła figurkę bez trudu. Kopia była na tyle doskonała, że zakonnicy nie rozpoznali oszustwa. W nocy franciszkanie usłyszeli jednak pukanie do bramy i bijące dzwony kościelne. Otworzyli wrota, a tam stało ich Dzieciątko zanoszące się od płaczu. Pupo powróciło do domu. Po tej kradzieży Santo Bambino odwiedzało chorych tylko w ciągu dnia.Było jeszcze pamiętne Boże Narodzenie 1738 roku, kiedy to wierni mogli pocałować figurkę, niestety co niektórzy poodgryzali kamienie szlachetne i wróciła ona do celebranta niemal ogołocona. A kiedy Wieczne Miasto zajęły wojska napoleońskie, Dzieciątko musiało ,wyemigrować’. Zakonnicy w obawie przed zniszczeniem (i słusznie, bo kościół został zamieniony w stajnię) wywieźli je do kościoła w San Giovanni in Giulianello koło Cori, w pobliżu Latiny. Niektórzy historycy sztuki twierdzą, że to właśnie tam znajduje się oryginalna figurka, ale według rzymian ich bambinello powróciło do Rzymu, aby dalej uzdrawiać. Szczególną troską otaczano Santo Bambino w okresie Bożego Narodzenia. W noc wigilijną figurka była przenoszona do żłóbka i pozostawała tam do święta Epifanii, kiedy błogosławiła rzymianom podczas procesji ulicami miasta. Potem zaniechano procesji, ale wciąż udziela się błogosławieństwa figurką ze szczytu schodów kościoła. Szopka w kościeleMatki Bożej Niebiańskiego Ołtarza jest najpiękniejszą i najbliższą sercu rzymian szopką.Do dziś przetrwał piękny bożonarodzeniowy zwyczaj, kiedy to dzieci zgromadzone przy żłobku, czytają wiersze, śpiewają i modlą się do Dzieciątka. A najodważniejsi z milusińskich wygłaszają nawet kazania, napisane wcześniej specjalnie dla nich przez ojców franciszkanów.Kościół Matki Bożej Niebiańskiego Ołtarza (Santa Maria in Ara Coeli) – na Wzgórzu Kapitolińskimotwarty codziennie (zamknięty zwykle między 12.30 a 14.30)Wejście od strony Placu Weneckiego jest dość męczące, jeśli ktoś nie ma dobrej kondycji – słynna Scalinata – 124 stopnie do pokonania, choć widok wynagradza trud wspinaczki. Łatwiej jest wejść od strony Placu Kapitolińskiego (tuż obok kolumny z Wilczycą Kapitolińską) i wyjść potem na chwilę głównymi drzwiami na szczyt głównych schodów kościoła i na bezpłatny taras widokowy na tym poziomie Ołtarza Ojczyzny (Il Vittoriano, uwaga: winda na sam szczyt Il Vittoriano jest płatna). Widok ten sam, a wysiłek mniejszy.