Apoteoza kobiecości – Galleria Sciarra

posted in: Perły Rzymu | 6

Galleria Sciarra – jest mała, lecz oszałamia swym pięknem. Nieznana nawet miejscowym, choć znajduje się dwa kroki od najsłynniejszej rzymskiej fontanny. To perła Art Nouveau czy jak kto woli Liberty (włoska odmiana Art Nouveau) i wspaniały hymn na cześć kobiecości.

Galleria Sciarra – bo o niej mowa – narodziła się jako dziedziniec wewnętrzny Pałacu Sciarra Colonna di Carbognano. Kiedy Rzym został stolicą zjednoczonych Włoch, potrzebował świeżego oddechu. Po pierwsze musiał przyjąć ponad pół miliona nowych mieszkańców – głównie klasy rządzącej. Budowało się wiele w tych latach. Również jego dotychczasowi mieszkańcy zapragnęli odświeżyć swoje pałace w duchu nowej epoki. Wiele z nich stało się salonami intelektualnymi miasta, a Palazzo Sciarra i dołączona do niego Galleria Sciarra z pewnością błyszczały pod koniec XIX wieku. Książę Maffeo Ducoli Sciarra powierzył prace dwóm wspaniałym osobom: architektowi Giulio de Angelis, o którym mówiło się: najbardziej niespokojny, intrygujący, dociekliwy i odważny ze wszystkich architektów tuż po zjednoczeniu Włoch (oprócz Galerii Sciarra zaprojektował il Teatro Quirino, il Palazzo Rinascente – pierwszy nowoczesny dom handlowy w stolicy przy Via del Corso – dziś przylega do Galerii Alberto Sordi) oraz malarzowi Giuseppe Celliniemu

Budynek powstał w 1885 roku , freski w latach 1886-1888. Duet: de Angelis – Cellini stworzył jeden z najpiękniejszych obiektów Wiecznego Miasta, klejnot Art Nouveau, na szczęście nie zadeptany jeszcze przez turystów.

Początkowo Galleria Sciarra miała być centrum handlowym (mieściły się tu m.in. słynne sklepy Bocconi – przeniesione później do wspomnianego wcześniej Pałacu Rinascente), lecz szybko stała się siedzibą pisma kulturalnego ‘Cronaca Bizantina’ (‘Kronika Bizantyjska’), które należało do księcia Maffeo i którym kierował poeta Gabriele D’Annunzio.

Galeria była innowacyjna pod każdym względem. Pokryta szklaną kopułą, zbudowana przy użyciu nowych materiałów takich jak żelazo czy cement, pierwsza galeria dla pieszych.

W jej wnętrzu zwracają uwagę cztery jednakowe fasady, bardzo harmonijne, żadna się nie wyróżnia. Jakże to odmienne od tradycyjnych rzymskich pałaców, gdzie zazwyczaj dominowała główna fasada. Do tego biel i czerwień – hołd złożony Etruskom i Rzymianom. Czuć również ducha Bizancjum. Wyrafinowanie i klasa sama w sobie! 

Cellini namalował dwa rzędy kobiet na dwóch przeciwległych fasadach: w wyższym pasie – 12 personifikacji pożądanych cnót kobiety idealnej, w niższym 12 scen z życia kobiety w różnych fazach jej życia. To gloryfikacja kobiety końca XIX wieku. Podręcznik cnót, katalog zajęć, słowem całe spectrum życia typowej przedstawicielki burżuazji.

Kobieta jako narzeczona, panna młoda, matka i opiekunka ogniska domowego:

W niższym pasie scenki rodzajowe, wyżej personifikacje cnót:

od lewej: Uprzejma rozmowa i Dbałość o wygląd – kobieta powinna być uprzejma, życzliwa (La Benigna) oraz zachowywać się jak dama (La Signora). Tylko dlaczego pośród tych anielskich kobiet sportretowano Gabriele D’Annunzio – tego, który postrzegał kobietę jako niszczące piękno i pożeraczkę męskich serc?

w środku: Zaślubiny – jako żona kochająca  (L’Amabile) i wierna (La Fedele)

po prawej: Wychowanie dzieci – jako matka wyrozumiała (La Misericordia) i sprawiedliwa (La Giusta).

 

Kobieta w scenach z życia codziennego:

W niższym pasie scenki rodzajowe, wyżej personifikacje cnót:

od lewej: Pielęgnowanie ogrodu i Rozmowa – pewnie bardziej w rozmowie wstydliwa (La Pudica) i wstrzemięźliwa (La Sobria)

w środku: Obiad rodzinny – cierpliwa (La Paziente) i silna (La Forte)

po prawej:  Miłe spędzanie czasu na koncertach i Działalność charytatywna – pokorna (L’Umile) i rozważna (La Prudente).

Przy wejściu do galerii po obu stronach zobaczymy pozostałości szyldów sklepowych oraz herb rodzinny z inicjałami księcia MS – Maffeo Sciarra. Gdzieś na tarczy można również dostrzec inicjały matki księcia CCS – Carolina Colonna Sciarra.

Zatem, podążając w stronę Fontanny di Trevi odbijcie nieco z tradycyjnego szlaku, zwłaszcza z zadeptanej Via delle Muratte i wstąpcie tutaj. Jest cisza, latem przyjemny chłód i cień, często przygrywa jakiś młodzieniec. Podziwiajcie ten ukryty klejnot nie znany nawet samym mieszkańcom. A potem przez Piazzetta dell’Oratorio i Via dell’Umiltà pomknijcie w stronę Pałacu Prezydenckiego i Fontanny di Trevi.

Via Menghetti 9/10

Uwaga! Galleria Sciarra jest zamknięta w soboty i niedziele.

Most Czterech Głów

Okazuje się, że umiejętność pracy zespołowej była ceniona już od dawien dawna. Stare polskie przysłowie mówi: Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. A co dopiero, kiedy spotkają się cztery silne osobowości, w dodatku notorycznie kłócące się?

 

Przy wejściu na Most Fabrycjusza (Ponte Fabricio) – prowadzącym na Wyspę Tybrową (l’Isola Tiberina) od strony synagogi – witają nas po obu jego stronach dwa kamienne słupy z czterema głowami dookoła. Wiadomo, co dwie głowy, to nie jedna, ale cztery, a właściwie osiem? Cóż, historia jest smutna i pokazuje, do czego prowadzi pycha. Ale po kolei.

 

Most Czterech Głów

 

Otóż, kiedy na Stolicy Apostolskiej zasiadł papież Sykstus V (1585-1590) – znany jako papież urbanista, obiecał, że w ciągu pięciu lat zbuduje 5 dróg, 5 fontann i 5 mostów. U progu piątego roku pontyfikatu zlecił remont Mostu Fabrycjusza czterem najlepszym architektom miejskim. I to był jego wielki błąd. Rywalizacja, pycha i nienawiść między architektami doprowadziły bowiem do tragedii. Pod koniec prac papież pogratulował wykonawcom efektów pracy. A w nagrodę skazał wszystkich czterech na karę śmierci za mało chrześcijańskie zachowanie (od plotek huczał bowiem cały Rzym). Samemu papieżowi  również można pogratulować ‘iście chrześcijańskiej’ postawy (note bene zmarł w tym samym roku)! Według rzymskiej legendy architekci zostali ścięci w miejscu pracy. Na pamiątkę tego incydentu umieszczono na moście dwa kamienne slupy z czterema symbolicznymi głowami restauratorów. I odtąd ci, którzy nienawidzili się wzajemnie, muszą na zawsze dzielić te sama przestrzeń. Czyż to nie ironia losu?

 

A Rzymianie potocznie nazywają ten most Ponte Quattro Capi (Mostem Czterech Głów).

 

Most Czterech Głów

 

Ponte Fabricio (Most Fabrycjusza) jest najstarszym czynnym mostem rzymskim. Dużo starszy jest Ponte Milvio (Most Milvio – istniejący już około 207 p.n.e.) czy jeszcze starszy Ponte Sublicio znany już około 600 p.n.e.). Oba jednak przeszły gruntowne restauracje i w rezultacie to Ponte Fabricio  pozostał jedynym, który w ciągu 2000 lat utrzymał swoją oryginalną strukturę.

 

Ponte Fabricio

 

Most wybudował w 62 roku p.n.e. Lucio Fabricio – znany budowniczy dróg i mostów. Należy dodać, że w tym okresie mostów było niewiele, a wody Tybru często wzbierały, stąd budowa mostów była zajęciem nobilitującym, a ich budowniczy powszechnie szanowani. W 23 r. p.n.e. Tyber znowu wylał, niszcząc wspomniany wcześniej Ponte Sublicio. Ucierpiał nieco i Ponte Fabricio – odrestaurowany w 21 r. p.n.e. przez konsula Emilio Lepido (stąd inna nazwa mostu: Lapideo). Nazywano go też Pons Judaeorum (Mostem Żydowskim), z powodu sąsiedztwa społeczności żydowskiej.

 

Ponte Fabricio

 

 

Horacy wspominał, że Ponte Fabricio był ulubionym mostem samobójców, to stąd spektakularnie rzucali się w nurty Tybru.

 

Dziś to całkiem przyjemny most: 57 metrów długości, 5 metrów szerokości i z pewnością i most, jak i sama Wyspa Tybrowa są warte odwiedzin (i powrócimy tu jeszcze), choćby ze względu na fakt, iż w tutejszym klasztorze przebywał św. Wojciech – patron Polski (dziś kościół św. Bartłomieja, który przez wiele wieków przechowywał jego relikwie). Na wyspie działa też szpital bonifratrów (Ospedale Fatebenfratelli) – z bardzo dobrym oddziałem ginekologiczym oraz szpital żydowski przylegający do kościoła św. Bartłomieja.

 

 

Widok na Ponte Fabricio

 

 

 

 

 

 

Mimozami wiosna się zaczyna – Dzień Kobiet we Włoszech

posted in: Osobliwości rzymskie | 2

”Mimoza czyni ludzi szczęśliwymi. Zapach kwiatów mimozy przynosi radość i witalność. I gasi smutek” – to Cristina Caboni we wspaniałej książce ‘Il sentiero dei profumi’. Sekretny język kwiatów i perfum, a w tle niebanalna historia miłosna rozpięta między Florencją a Paryżem. 8 marca gałązką mimozy obdarowuje się włoskie kobiety, choć ponad 60 % z nich nie lubi ani tego kwiatu, ani samego zwyczaju.

Tuwim pisał: Mimozami jesień się zaczyna. A we Włoszech mimozami wiosna się zaczyna … To piękne drzewo przywiezione do Europy z Australii pod koniec XIX wieku zaczyna kwitnąć na żółto pod koniec lutego. Zimową szarzyznę zamienia w wiosenną radość.

Według Indian północnoamerykańskich kwiaty mimozy symbolizują siłę i kobiecość. I coś jest na rzeczy, ponieważ to kwiatem mimozy upamiętniono śmierć 129 pracownic firmy Cotton, które zginęły w pożarze fabryki w Nowym Jorku 8 Marca 1908 roku. Dodajmy, że wszystkie kobiety tejże fabryki ogłosiły wcześniej strajk, protestując przeciwko nieludzkim warunkom pracy.

W 1946 roku Związek Włoskich Kobiet (Unione Donne Italiane) wybrał mimozę jako kwiat najlepiej symbolizujący Dzień Kobiet (bo czerwone goździki zostały zarezerwowane wcześniej na obchody pierwszomajowe). Kwiaty te były niedrogie, a więc powszechnie dostępne, a poza tym rozkwitały w okolicach 8 marca.

Ciasto mimoza

W cukierniach można spotkać także ciasto mimoza – dostępne przez cały rok – to lekki tort biszkoptowy przełożony kremem i posypany kawałkami tego samego biszkoptu, tak, aby imitować drzewko obsypane kwiatami.

W przedszkolu śpiewaliśmy: Zapamiętaj sobie, dzisiaj jest Dzień Kobiet!

Cóż! Te kwiatki, śpiewy, ciasteczka i inne błyskotki niewiele znaczą, jeśli nie ma szacunku na co dzień.  

Życzę każdej kobiecie, aby czuła się Muzą przez 365 dni w roku, a nie tylko od wielkiego dzwonu: w domu, w pracy, w polityce, gdziekolwiek …

Madonna del Parto – opiekunka przyszłych mam

Któregoś dnia powitała mnie na drzwiach wejściowych różowa wstążeczka. To znak, że urodziła się komuś dziewczynka. W przypadku narodzin chłopczyka wiesza się niebieską wstążeczkę. Fiocchi nascita, czyli wstążeczki wieszane po to, by oznajmić sąsiadom narodziny dziecka, to sympatyczny zwyczaj, praktykowany w całych Włoszech. Dzieci rodzi się coraz mniej, więc cieszy każda mała istotka 🙂

 

Fiocco nascita

 

 

Rzymskie mamy mają jednak swoją opiekunkę, do której od początku XIX wieku pielgrzymują tłumnie w drugą niedzielę października (uroczysta msza zwykle odprawiana jest w samo południe). To Madonna del Parto (dosłownie Matka Boska Kobiet Rodzących, parto to po włosku poród) znajdująca się w przepięknej, spokojnej Bazylice św. Augustyna (Sant’Agostino) na dawnym Polu Marsowym, niedaleko Piazza Navona mieszczącej arcydzieło Caravaggia ‘Madonna Pielgrzymów’ (pierwsza kaplica po lewej stronie od wejścia).

 

To najbardziej czczona z rzymskich Madonn. Obsypana licznymi wotami dziękczynnymi.

 

Madonna del Parto
Madonna del Parto

 

Niegdyś ofiarowywano jej przedmioty drogocenne: zegarek, złoty łańcuszek, obrączkę czy brylant, co bardzo poirytowało znanego poetę rzymskiego G.G. Belli, który w wierszu z 1833 roku bez ogródek stwierdził mocno, może nawet za mocno, że wszystkie te cacka podarowane zarówno przez biednych jak i bogatych czynią z biednej Madonny nie Madonnę, ale putanę (k….)

Cuella povera Vergine der Parto
Nun è più una Madonna: è una puttana.

 

Dziś ściany kaplicy zdobią poduszeczki lub wstążeczki z imieniem upragnionego malucha, pozostawione w podzięce za udany poród lub poczęcie długo oczekiwanego dziecka. Czasem także za pokonanie ciężkiej choroby. I nikogo nie bulwersują, wręcz przeciwnie, wrosły w rzymską tradycję.

 

Madonna del Parto
Madonna del Parto

 

Według legendy przez wiele wieków uważana ją za statuę rzymską przedstawiającą Agrypinę z małym Neronem, ale Madonna z Dzieciątkiem (tak zresztą brzmi jej oryginalna nazwa ‘Madonna col Bambino’ ) to dzieło renesansowe. Wykonał je Jacopo Tatti, zwany Sansovino w latach 1516 – 21 na zlecenie Giovanni Francesco Martelli, miało ozdobić jego prywatny ołtarz w bazylice.

 

Kiedy w 1822 roku papież Pius VII ogłosił odpust zupełny dla tych, którzy pocałują stopę Madonny, pewnie nie przywidział takich tłumów pielgrzymów. A już na pewno nie wytrzymała tego umęczona marmurowa stopa posągu, którą trzeba było wkrótce wymienić na srebrną ;).

 

Madonna del Parto
Madonna del Parto

 

Dziś jest spokój, a przyszłe i obecne mamy przychodzą tu tak jak dawniej.

 

Basilica di Sant’Agostino

Piazza Sant’Agostino

uwaga: zamknięta od 12.30 – 15.30

 

Żółwie u wrót getta – Fontana delle Tartarughe

Fontanna Żółwi (Fontana delle Tartarughe) na Piazza Mattei to prawdziwy klejnot wśród rzymskich fontann. I żółwie, i fontanna trafiły tu jednak przez przypadek.

 

Żółwie na Piazza Mattei – Fontana delle Tartarughe

 

 

Była jedną z 18 fontann zaplanowanych w II połowie XVI wieku w centrum Rzymu, doprowadzających wodę ze starożytnego wodociągu Acqua Vergine. Miała stanąć na głównym placu getta, tam, gdzie znajdował się targ, a zatem i woda była potrzebna. Ale wpływowy książę Muzio Mattei, do którego należały wszystkie kamienice wokół Piazza Mattei graniczącym z gettem, zdołał przekupić dostojników papieskich. W zamian za fontannę tuż przy swoim pałacu obiecał wybrukować plac i oczywiście zadbać o jej utrzymanie.

 

Piazza Mattei

 

Rzymianie z pokolenia na pokolenie opowiadali legendę o hulaszczym księciu Mattei, znanym z zamiłowania do hazardu, który w ciągu jednej nocy przegrał cały dobytek. A że złe wieści rozchodziły się w mgnieniu oka, dotarły również do jego przyszłego teścia. Ojciec młodej, usłyszawszy o bankructwie księcia, chciał zerwać zaręczyny. Książę pomyślał, że skoro w ciągu nocy stracił wszystko, co miał, to w ciągu następnej nocy zbuduje coś oszałamiającego, aby nie uważano go za biedaka. I wybudował okazałą fontannę. Nazajutrz zaprosił teścia do pałacu i przez salonowe okno pokazał mu swoje arcydzieło – wspaniałą fontannę, tym samym odzyskując jego zaufanie i rękę panny młodej. Nazajutrz kazał jednak zamurować okno pałacowe, aby nie przypominało mu o upokorzeniu, jakiego doznał.

 

Okno Piazza Mattei
Zamurowane okno Pałacu Mattei

 

 

Tyle barwnej legendy, bo w rzeczywistości pałac powstał w 1616 roku, a więc prawie 30 lat później po wybudowaniu fontanny, a książę prawdopodobnie wypożyczył fontannę na jedną noc z pobliskich ogrodów, aby ratować swój honor.

 

Fontannę wykonał florentyńczyk Taddeo Landini w latach 80 -tych XVI wieku według projektu Jacopo della Porta. Czterej chłopcy, opierający swoje stopy na brązowych delfinach, popychają cztery małe żółwie, które usiłują wdrapać się do basenu z wodą. Początkowo na miejscu żółwi miały być delfiny, te jednak powędrowały na Campo de’ Fiori, aby ozdobić Fontannę della Terrina. A żółwie prawdopodobnie wykonał Bernini na zlecenie papieża Aleksandra VII podczas prac restauracyjnych w 1658 roku.

 

Żółwie i delfiny – Fontana delle Tartarughe

 

Cóż, musiały być urocze te żółwie, skoro ktoś ukradł jednego z nich. W 1981 roku trzy ocalałe oryginały przeniesiono do Muzeów Kapitolińskich, a na fontannie umieszczono kopie.

 

To jedno z ulubionych miejsc spacerów rzymian w malowniczych zaułkach prowadzących od Teatro Marcello do getta. Nie pomiń go podczas swoich wędrówek!:)

 

A jeśli jesteś miłośnikiem szynki San Daniele produkowanej w regionie Friuli, na północnym wschodzie Włoch i samej kuchni friulijskiej, odwiedź małą knajpkę Pane e Vino e San Daniele zlokalizowaną w jednym z narożników placu.

 

Jak rzymskie Chinatown świętowało Rok Kozy

Witajcie w Roku Kozy! Dziś Chińczycy obchodzą swoje najważniejsze święto – Chiński Nowy Rok zwany też Festiwalem Wiosny (Spring Festival). W kolorach czerwieni i złota, potrwa 15 dni aż do Święta Lampionów. 

 

 


 

W Rzymie już 14 lutego przygotowano obchody Chińskiego Nowego Roku na Piazza del Popolo. A raczej przygotowała je Ambasada Chin, bo Chińczyków było tam niewielu. Widać, że Chiny pompują ogromne pieniądze w promocję kraju za granicą, ale lokalni Chińczycy wolą spędzać ten czas w swoim gronie, a nie publicznie z innymi.

 

 

Rzymskie Chinatown koncentruje się wokół Piazza Vittorio Emanuele II, blisko Bazyliki Santa Maria Maggiore i dworca Termini, Niegdyś bardzo elegancki plac (największy rzymski plac otoczony portykami), wizytówka Eskwilinu i zjednoczonych Włoch, dziś zdegradowany i omijany przez wielu. Opowiadano mi, że lokalni przedsiębiorcy zostali zmuszeni opuścić to miejsce, bo Chińczycy masowo od początku lat 90-tych zajmowali tę część Rzymu i wykupowali wszystko. Skąd mieli ogromne pieniądze na pałace w samym centrum miasta to już oddzielne pytanie. Od jakiegoś czasu lokalna policja robi naloty na ich sklepy, konfiskując nielegalny towar i podróbki. Ale, ale, w tej dzielnicy ostatnio nawet kultowa rzymska lodziarnia Palazzo del Freddo została kupiona przez Koreańczyków. To już jest fakt: Daleki Wschód ma pieniądze!!! Legalne bądź nielegalne, ale je ma i powoli wykupuje cały świat. O tempores!

 

 

Rzymska chińska wspólnota jest nieufna wobec innych, bardzo zamknięta (ale to już ich cecha narodowa: nie bez przyczyny mówimy: jak za Chińskim Murem) i nie mówiąca po włosku. Nie wiadomo, ilu ich tu jest. Oficjalnie ponad 13 tys. Odwiedzam chińskie sklepy od lat, bo lubię jaśminową zieloną herbatę, sosy sojowe, noodle czy japoński sos teryaki. Lubię też podglądać inne nacje i próbować nowości. I potwierdzam, tutaj po włosku mówi tylko kasjer, przy warzywach nie ma arabskich cyfr, kiedy mi coś ważą, to i tak nie wiem, czy właściwie, ale ok. Polecam dwa sklepy: Pacific Trading – Via Principe Eugenio, 17-19 – najlepiej zaopatrzony w Rzymie i Xin Shi – Via Carlo Alberto 10 B. Jednego nie można im odmówić – pracowitości. Nigdy nie widziałam żebrzącego Chińczyka.

 

 

Polecam restaurację Hang Zhou (via Bixio, nr 55), potocznie nazywaną Da Sonia, u Soni, przez wielu uważaną za najlepszą chińską restaurację Wiecznego Miasta. Ceny bardzo przyzwoite, jedzenie smaczne i pełno ludzi: Chińczyków, miejscowych, a także celebrytów. Sonia jest w Rzymie od początku lat 90-tych, najpierw pracowała w restauracji u wujka swojego męża, potem otworzyła własną. Choć pochodzi z miasteczka położonego 100 kilometrów od Szanghaju, u siebie zatrudnia kucharza z Pekinu, a wiadomo, że kuchnia chińska zmienia się z kilometra na kilometr.

Piazza Vittorio Emanuele – serce rzymskiego Chinatown

 

Mieszkałam 7 lat w Dublinie. Tam społeczność chińska była liczna (ponad 60 tys,), bardziej pewna siebie, mówiąca po angielsku i widoczna w całym mieście, choć wciąż nieufna wobec innych. Powyrastały imperia handlowe, restauracje, gabinety akupunktury z chińskimi doktorami wbijającymi igły w rytm wojskowej musztry i niezliczone salony masażu (nawet z happy ending 😉 ). Niektórzy żartowali nawet, że odkąd Chińczycy tak licznie przybyli, z ulic poznikały wszystkie koty.

 

Co roku na scenie Filharmonii Narodowej z okazji Festiwalu Wiosny odbywał się spektakl promujący chińską kulturę. Przybywały tłumnie chińskie rodziny. Cudzoziemcy i miejscowi mniej. Koszt biletu, o zgrozo, tylko €5, mniej niż kanapka z kawą, co mnie zawsze bulwersowało, zważywszy, że przeciętny, lokalny grajek o lekko przepitym głosie kasował za występ minimum €35-€40. Ale być może Ambasada Chin pokryła koszt występu.

 

Któregoś razu przyjechały małe dzieci z Pekinu. Występowały razem z ich irlandzkimi rówieśnikami, co niektórzy już wtedy uczyli się chińskiego w szkołach. O ile irlandzkie dzieci biegały wyluzowane i uśmiechnięte, o tyle chińskie maluchy były spięte i widać, że strasznie przeżywały swój występ. No i stało się. Podczas tańca z parasolkami  jedna mała Chinka pomyliła się i zamiast obrócić się w prawo, poszybowała w lewo. Cóż, każdemu może się zdarzyć. Natychmiast podbiegła do niej pani nauczycielka i ‘sprała’ małą po rękach na oczach wszystkich. Uffff, co za terror! Niestety, surowe wychowanie komunistyczne było widać na każdym kroku, a dzieci przenoszą je później w dorosłe życie. Na koniec dzieci uścisnęły dłoń ambasadora Chin i to miało być dla nich najlepszą nagrodą, owszem dostały jeszcze po batonie Butlers (dobry, ale tyle co nic, za ponad dwugodzinny występ). Rozumiem, Ambasada Chin w Irlandii sponsorowala wszystko, ale …. To nie Europa, to naprawdę Daleki Wschód, odległy pod każdym względem.

Mały Chińczyk świętuje Chiński Nowy Rok na Piazza del Popolo w 2015 roku

Może dzieci urodzone już tutaj jak ten mały Chińczyk na zdjęciu, wyjdą z tego kulturowego getta.

Święta Sabina – perła Awentynu

Ukryta pomiędzy drzewkami pomarańczowymi a cyprysami, na najbardziej magicznym wzgórzu rzymskim. Święta Sabina – perła Awentynu. Urzeka swoją prostotą i wyrafinowaniem. I ciszą, jaką trudno odnaleźć w zgiełku Wiecznego Miasta. To tu od VII wieku papieże celebrują obrzęd posypania głów popiołem podczas Środy Popielcowej. To tu święty Dominik znalazł swój rzymski azyl po licznych europejskich podróżach.

Święta Sabina – atrium

Świętą Sabinę odwiedziłam już kilka razy, lecz nigdy nie widziałam jej tak pięknej, skąpanej promieniami porannego słońca, wdzierającego się przez ciepłe, alabastrowe okna. Jeden z dominikanów dopiero co otworzył bramy bazyliki. Z daleka dobiegały głosy dzieci odprowadzanych do szkoły, a wewnątrz bazyliki powitała mnie cisza, przejmująca cisza. Byłam sama. I pomyślałam sobie, że św. Dominik musiał się tu dobrze czuć. Zieleń, spokój, nieziemski widok ze wzgórza na Wieczne Miasto. Miał czas na przemyślenia i spisanie reguł dominikańskich.

Bazylika świętej Sabiny na Awentynie to najważniejszy kościół dominikański na świecie, główna siedziba jednego z najbardziej intelektualnych zgromadzeń zakonnych w historii Kościoła.

Wnętrze świętej Sabiny

Ale zanim przybył tu św. Dominik, ziemia ta należała do Sabiny, bogatej patrycjuszki rzymskiej i jej męża Walentego, albowiem Awentyn od czasów cesarskich zamieszkiwała arystokracja rzymska. Sabina została ścięta w latach 20-tych II wieku, po tym jak nakryto ją w katakumbach wraz ze swoją chrześcijańską niewolnicą. W bazylice można zobaczyć fragment kolumny i schodów pochodzących z jej domu. Kościół czci świętą Sabinę 29 sierpnia.

Kolumna z domu Sabiny
Kolumna z domu Sabiny

Kiedy chrześcijaństwo zostało uznane oficjalnie, tu na ruinach domu świętej Sabiny Piotr z Illyrii (dzisiejszej Chorwacji) ufundował kościół. Bazylikę budowano w l. 422 – 432, ukończono w 435 roku za panowania Sykstusa III. 

Była jedną z najważniejszych bazylik wczesnochrześcijańskich, jedną z nielicznych, która posiadała chrzcielnicę, a więc odbywały się tu ceremonie chrztu. Z oryginalnej bazyliki pozostało niewiele: 24 kolumny prawdopodobnie z antycznej świątyni Junony Królowej lub Diany, wspaniałe drzwi z cedru bądź cyprysu oraz motywy geometryczne ponad kolumnami nawy głównej przypominające kielichy lub zamglone lustra. Oryginalna jest również mozaika ponad głównymi drzwiami kościoła. Dwie matrony uosabiają Pismo Święte: ta po prawej stronie Nowy Testament (kojarzona także ze św. Pawłem z Tarsu i kościołem chrześcijańskim), ta po lewej Stary Testament (kojarzona ze św. Piotrem i kościołem żydowskim). Inskrypcja wspomina fundatora kościoła oraz sobór w Efezie, na którym najkrócej mówiąc uznano, że Maryja jest Bożą Rodzicielką.

Inskrypcja z V wieku
Inskrypcja z V wieku

Drewniane drzwi to majstersztyk. Nie do końca wiadomo, czy są wykonane z cedru czy z cyprysu, choć wiele przemawia za cedrem, który podobno jest tak mocny jak metal. Z 28 paneli ze scenami staro-  i nowotestamentowymi przetrwało 18, w tym najstarsze w ikonografii przedstawienie ukrzyżowanego Chrystusa, jeszcze bez znajomości perspektywy, ale wcześniej Kościół w ogóle nie pozwalał przedstawiać sceny ukrzyżowania. To pierwszy kwadrat w lewym górnym rogu.

Ukrzyżowanie Chrystusa – pierwsze w historii ikonografii

Na którymś z paneli jest również głowa Napoleona zamiast tonącego faraona w scenie przejścia Żydów przez Morze Czerwone, pamiątka po okupacji Rzymu przez wojska francuskie. Mówią, że artysta, który restaurował ten panel w 1836 roku nienawidził Napoleona i to była jego mała zemsta. choć Napoleon zmarł 15 lat wcześniej.

Drewniane drzwi z V wieku

Papież Grzegorz Wielki po raz pierwszy odprawiał tu liturgię Środy Popielcowej (w VII wieku). Uroczysta procesja pokutna podążała aż z kościoła świętej Anastazji na Palatynie. Tradycję rozpoczęcia Wielkiego Postu właśnie u świętej Sabiny kontynuowano przez wieki, choć z małymi przerwami. Wróciła na dobre za pontyfikatu Jana XXIII. Papież Franciszek też tu przybędzie dzisiaj, 18 lutego. Wymagane są bilety wstępu, rezerwacja na stronie Prefektury Papieskiej.

Ale tak naprawdę święta Sabina oddycha św. Dominikiem. Jest tu obecny na każdym kroku, we wspomnieniach: tych realnych i legendarnych.

św. Dominik
św. Dominik

 

Papież Honoriusz III w 1216 roku wydaje zgodę na założenie zakonu dominikanów, a w 1221 roku przekazuje Dominikowi di Guzman Bazylikę świętej Sabiny. Dominik przebywa w bazylice zaledwie sześć miesięcy (wcześniej dominikanie mieszkali w klasztorze San Sisto Vecchio, a po ich wyprowadzce stamtąd przekazał ten klasztor pierwszemu żeńskiemu zgromadzeniu dominikanek). Potem wyjeżdża do Bolonii i tam umiera, w tym samym roku. Bardzo szybko, bo już w 1234 roku zostaje kanonizowany.

św. Dominik
św. Dominik

Ale te rzymskie miesiące są bardzo płodne. Dominik sadzi drzewko pomarańczowe w klasztornym ogrodzie, według tradycji pierwsze na ziemi włoskiej. To druga ‘słynna dziurka’ na Awentynie zlokalizowana w murze naprzeciwko drewnianych drzwi. Zakonnicy chętnie opowiadają, jak święta Katarzyna ze Sieny ugotowała marmoladę z 5 pierwszych pomarańczy z drzewka dominikowego i wysłała ją papieżom przebywającym w niewoli awiniońskiej, kusząc ich do powrotu. To pomarańcza słodka, jadalna, w odróżnieniu od  Ogrodu Pomarańczy pełnego gorzkich pomarańczy. A drzewko pomarańczowe oglądane przez dziurkę wyrosło ze szczepki pochodzącej z pierwszego drzewka Dominika. Uschnięty pień wciąż wypuszcza nowe pędy, dając życie nowym drzewkom (drzewko pomarańczowe średnio rośnie około 60 lat). I tak już od kilku wieków ozdabiają klasztorny wirydarz. 

Pozostałości po drzewku pomarańczowym zasadzonym przez św. Dominika

Dominik modlił się gorliwie za grzeszników rozciągnięty na kamiennej płycie posadzki bazyliki. Raz nawet zirytował Szatana, który próbował go zabić, celując w niego kamieniem. Nie udało się. Pozostały jednak rysy na posadzce. W rzeczywistości są to uszkodzenia po restauracji kościoła w XVI wieku, powstałe podczas przesuwania grobów męczenników. A czarny, bazaltowy kamień z trzema dziurami to prawdopodobnie odważnik antycznej wagi odnaleziony w podziemiach (znajduje się w rogu, po lewej stronie głównych drzwi, tuż obok wizerunku św. Dominika).

Jest i polski akcent w przedsionku kościoła, obok słynnych drewnianych drzwi: tablica poświęcona Jackowi Odrowążowi, który w tym klasztorze odebrał habit z rąk samego Dominika.

Tablica poświęcona Jackowi Odrowążowi

A w samym centrum bazyliki zwraca uwagę płyta nagrobna generała dominikanów:  to Munoz de Zamora, zmarły w 1300 roku. 

Generał dominikanów – Munoz de Zamora

Całość dekoracji dopełnia apsyda z XVI-wiecznym freskiem autorstwa Taddeo Zuccari. Fresk odwzorowuje pierwotną mozaikę z V wieku: Chrystusa wśród apostołów i świętych: u jego stóp baranki symbolizują Jerozolimę i Betlejem – typowy motyw sztuki wczesnochrześcijańskiej.

Apsyda bazyliki

I przepiękna Schola cantorum odnowiona w XX wieku – miejsce, które służyło śpiewakom podczas codziennych modlitw.

Schola cantorum
Schola cantorum

Bazylika świętej Sabiny na Awentynie 

Piazza Pietro d’Illiria, 1

otwarta zwykle: 8.15 – 12.30/15.30-18.00 (uwaga: godziny otwarcia mogą ulec zmianie)

Można też zwiedzać muzeum klasztorne i celę św. Dominika po wcześniejszym, telefonicznym zgłoszeniu tel: +39 327 975 8869

Karnawał rzymski dawniej

posted in: Rzymskie tradycje | 0

Nie Wenecja, a Rzym jest ojczyzną karnawału. Karnawał rzymski nie był jednak wyrafinowany tak jak ten wenecki, wręcz przeciwnie, przez wiele wieków emanował dzikością i barbarzyństwem. Ale po kolei.

 

Cofnijmy się do zamierzchłej starożytności, kiedy panował bóg Saturn. Wtedy ludziom żyło się dostatnio, nie było wojen, nie istniało niewolnictwo, słowem pełnia szczęścia: zloty wiek (pisał o tym Hezjod w ‘Robotach i dniach’). Potem Saturn zniknął, ale Jowisz dedykował mu Saturnalia obchodzone pomiędzy 17 a 23 grudnia. Wymieniano się wtedy świecami woskowymi, aby symbolicznie wyjść z mroków, albowiem Saturn rozpoczynał okres światła, czyli okres radości. Były orgie, pijatyki, żarty, przebieranki, niewolnik stawał się panem i vice versa, ot takie zawieszenie wszelkich reguł i hierarchiczności, wywrócenie dotychczasowego porządku.

 

W czasach chrześcijańskich Saturnalia zastąpił karnawał (carnevale) czyli carne addio, pożegnanie z mięsem. Wszelkie zapasy mięsa musiały być skonsumowane w pośpiechu, tuż przed nadejściem postu, bo post oznaczał wstrzymanie się od jego spożycia przez 40 dni.

 

Od X wieku na Testaccio lud rzymski bawił się w iście barbarzyński sposób. Ładowano wozy pełne świń (niektóre źródła podają: dzików), które byki wciągały na szczyt Monte Testaccio. Po czym zrzucano wozy z góry, a biedne prosiaczki spadały w przepaść, roztrzaskując się żywcem. Oszalały lud rzucał się na resztki zwierząt, rozszarpując mięso na kawałki nawet z na wpół żywej zwierzyny i w podskokach wędrował na Piazza Navona, gdzie upijał się do nieprzytomności. Na Piazza Navona odbywały się w średniowieczu słynne turnieje rycerskie, m.in. gioco dell’anello – zabawa pierścieniem. Trzeba było nadziać miecz na pierścień umocowany przy kuble wody, a kiedy się powiodło, woda z kubła lała się strumieniami na przeciwnika.

 

W 1464 roku na Stolicy Apostolskiej zasiada Pawel II Barbo, wenecjanin, papież słynący z zamiłowania do luksusu i zbytku. To on postanawia przywrócić ludowi rzymskiemu igrzyska. Przenosi karnawał z Testaccio do centrum, aby wypromować nowo wybudowany Pałac Wenecki. Z jego balkonu ogląda wyścigi ludzi i zwierząt (stąd nazwa dzisiejszej Via del Corso – corsa – wyścig, bieg – bo wyścigi odbywają się wzdłuż niej, wtedy jeszcze Via Lata). Karnawał rzymski trwał zwykle 8 dni, aż do Tłustego Wtorku (Martedì Grasso).

 

 

Bartolomeo Pinelli: Karnawał
Bartolomeo Pinelli: Karnawał

 

Wyścigi miały ustalony harmonogram:

I tak w pierwszy poniedziałek biegli Żydzi, których celowo zmuszano do jedzenia tuż przed biegiem, aby uczynić go trudniejszym.

W pierwszy wtorek biegły dzieci chrześcijańskie.

W środę odbywał się bieg młodzieży chrześcijańskiej.

W Tłusty Czwartek biegli starcy po 60-tce.

W drugi poniedziałek biegły osły.

A w Tłusty Wtorek na zakończenie karnawału odbywał się wyścig byków.

Sobota i niedziela były dniami wolnymi od wyścigów.

 

Z czasem zmuszano do biegu także karłów, chromych i innych upośledzonych fizycznie i psychicznie.

 

Zawodnicy musieli pokonać dystans 1, 5 km od Porta Flaminia przy Piazza del Popolo do Pałacu Weneckiego, przy obecności dzikiej publiczności rzymskiej, obrzucającej biegaczy, zwłaszcza Żydów błotem i kopniakami. Wyrafinowane, prawda?

 

Kulminacyjnym momentem karnawału  był wyścig koni rasy berberyjskiej la Corsa dei barberi (berberi). Konie te są niezbyt wysokie, ale bardzo muskolarne. Ludzie na trybunach na Piazza del Popolo i wzdłuż trasy wyścigu aż do końca Via del Corso oglądali szalone konie puszczone bez jeźdźca. Właściciel zwycięskiego konia otrzymywał palio, czyli tkaninę wyhaftowaną srebrem i złotem oraz nagrodę pieniężną. 

 

 

Wyścig konny

 

 

Papież uradowany, na koniec karnawału urządzał bankiet dla sędziów, urzędników i innych nobili w ogrodach Bazyliki św. Marka, a resztki jedzenia wyrzucał plebsowi, mało tego, z rozkoszą ciskał srebrnymi monetami w tłum i z ukrycia obserwował zachowanie biedaków. Na szczęście, nie porządził długo, zmarł w 1471 roku wskutek wylewu, jakiego doznał podczas jednej ze swych orgii z młodymi chłopcami. Prawdziwy wenecjanin w Rzymie! 

 

Wyścigi ludzi kontynuowano aż do 1667 roku, kiedy papież Klemens IX położył kres temu ludzkiemu barbarzyństwu. Ale nie do końca okazał się taki miłosierny, bo wszystkimi kosztami dekoracji karnawału obciążył Żydów. Mało tego, główny rabin musiał udać się na Kapitol i rzucić do stóp Senatorowi w hołdzie, a ten rozbawiony witał go kopniakiem w głowę. 

 

Przebierano się tak jak w Wenecji, ale maski można było nosić tylko do zachodu słońca ze względów bezpieczeństwa, wszak Rzym był przeludniony i pełen różnych rzezimieszków. Nocami tańczono i pito, a bale trwały aż po blady świt. Przebierano się w stroje rodem z komedii Dell’Arte: Arlekina czy Pulcinelli, ale Rzym nie byłby Rzymem, gdyby nie miał swoich protagonistów. Poznajcie bohaterów rzymskiego karnawału:

 

RUGANTINO

Rugantino maska
Rugantino maska

 

Rugantino to ulubiony bohater rzymian. Typowy zawadiaka z Trastevere – er bullo de Trastevere – najbardziej ludowej dzielnicy Wiecznego Miasta. Młody, zuchwały, próżny i  arogancki (stąd jego imię – ruganza – arogancja), ale w głębi dobroduszny. Biegły w języku i nożu. Jest bohaterem romantycznej, ale i tragicznej historii miłosnej rozgrywającej się w cieniu Koloseum. Kocha piękną Rosettę, żonę pijaka i gbura Gnecco, który ginie zadźgany przez miejscowego zbira. A że Rugantino przypadkiem znajdzie się w pobliżu zwłok, z miłości do Rosetty weźmie na siebie całą winę i z zawadiaki przemieni się w bohatera. Niestety, zginie na szubienicy.

Rugantino był przedstawiany na dwa sposoby: albo jako karykatura żandarma: ubrany na bogato, w czerwieni i w kapeluszu z dwoma stójkami albo jako typowy biedak z Trastevere: w znoszonych skarpetach, z opaską wokół talii, kaftaniastej koszuli i chuście wokół szyi (podobny trochę do Meo Patacca).

MEO PATACCA

 

Meo Patacca maska

 

Meo Patacca to człowiek z ludu, także z Trastevere. Jego imię patacca – oznacza marną pensję wypłacaną żołnierzom. Powiedzielibyśmy taki fircyk: chwalipięta, rozrabiaka, odważny i arogancki. Kiedy wybucha bójka, jest pierwszym, który rzuci się w tłum. Dama jego serca to Nina. Według tradycji rzymskiej to ona podarowała mu nóż z jego wygrawerowanym imieniem jako dowód miłości. Nóż zresztą nie opuszcza go ani we dnie ani w nocy. W nocy leży pod poduszką, w dzień ukryty w opasce wokół talii.

Jest ubrany w szaty ludowe: ma wąskie skarpety aż do kolan, spodnie ze wstążkami, kolorowy szal jako pasek, aksamitną marynarkę, kolorową chustę na szyi i włosy zebrane w siatkę, spod której wystaje jeden kosmyk.

 

CASSANDRINO 

Cassandrino maska
Cassandrino maska

 

Cassandrino to dobry ojciec rodziny, jedyny nie z ludu, ma korzenie szlacheckie, choć stopniowo nabrał nawyków mieszczańskich. Jest naiwniakiem. Za bardzo wierzy ludziom i przez to łatwo go oszukać. Nosi trójgraniasty kapelusz, spod którego wystaje lekko przypudrowana peruka, ma czerwoną marynarkę zakończoną ogonem w kształcie jaskółki, jasne skarpety i buty ze sprzączką. 

W komediach ucieleśniał skargi i żale wobec wszechpotężnej władzy papieskiej. To jemu włożono w usta słynne słowa ”S.P.Q.R.” – Solo Preti Qui Regnano’, czyli tylko księża tu rządzą (trawestacja rzymskiego S.P.Q.R. – z woli Senatu i Ludu Rzymskiego). I kiedy cenzorzy papiescy przychodzili na przedstawienia, trzeba ich było porządnie upić, zanim ze sceny padły te słowa. Czasem jednak nie udawało się i aktorzy musieli płacić słone kary.

 

 

Wyścig świec

 

 

Kulminacją karnawału był Tłusty Wtorek i bieg ze świecami – la Corsa dei moccoletti. Każdy z uczestników biegu otrzymywał zapaloną świecę (moccolo) i musiał chronić w tym tłumie swój płomień. Wygrywał ten, kto pierwszy dobiegł do mety z płonącą świecą. Ten ryt celebrował śmierć karnawału. Potem spożywano tłustą kolację, pito na umór, dochodziło do awantur, a nawet zabójstw.

 

A w czasie karnawału na Piazza del Popolo jakby nigdy nic wykonywano publiczne egzekucje.

 

W 1874 roku król Wiktor Emanuel II położył kres wyścigom konnym, kiedy to konie zmiażdżyły młodzieńca. Wielu uznało tę datę za kres prawdziwego karnawału, choć dalej urządzano bale maskowe.

Dziś przebierają się głównie dzieci, choć i niektórym dorosłym nie brak fantazji. Za to wszyscy zajadają się faworkami i z niecierpliwością oczekują uroczystej parady na zakończenie karnawału. 17 lutego o o godzinie 16.00 z Piazza del Popolo wyruszy orszak konny. Król, królowa i cały dwór przemierzą Via del Corso, upamiętniając w tym roku 360 rocznicę wjazdu do Rzymu królowej szwedzkiej Krystyny. Całość zakończy pokaz sztucznych ogni odpalonych z tarasu Pincio.

Kobiety Vigoroso – piękno zamknięte w brązie

Czy istnieje coś piękniejszego niż kobieta? Nie! I Innocenzo Vigoroso wie o tym, dlatego tak bardzo kocha kobiece ciało. Jemu poświęca sporą część swojej twórczości artystycznej.

 

Kobiety Vigoroso są zmysłowe i świadome swojej kobiecości.

 

Dama na okrągłym krześle

 

 

Kobiety Vigoroso są eleganckie, a miłość rzeźbiarza do sztuki klasycznej pomaga mu uwydatnić to piękno.

 

 

Kobiety Vigoroso są żywiołowe (nomen omen: vigoroso to po włosku: pełen ruchu, życia), uwielbiają ruch, zwłaszcza jego tancerki.

 

 

Kobiety Vigoroso są nieco tajemnicze i ekscentryczne nawet wtedy, kiedy zastygają na chwilę w ruchu: śpią, siedzą na krześle, niewinnie opuszczają głowę na bok. Odnosimy wrażenie, że ta chwila to tylko moment zawieszenia i nie potrwa zbyt długo i  dlatego mamy ochotę krzyknąć za Faustem: ‘Chwilo trwaj! Jesteś piękna’.

 

Innocenzo Vigoroso – rzeźbiarz i architekt, znany we Włoszech i na świecie, sycylijczyk rodem z urokliwego Caltagirone i rzymianin z wyboru.

 

W październiku na dziedzińcu Sant’Ivo alla Sapienza w Rzymie zaprezentował swoją wystawę ‘Il corpo leggero’ (Lekkie ciało). Wystawia również w innych włoskich miastach: Orvieto, Mediolanie etc.

 

A wśród tych wszystkich kobiet zaskoczyła mnie rzeźba przedstawiająca papieża Jana Pawła II unoszącego do góry małe dziecko. Piękna. Radosna. I bardzo prawdziwa. Czy przypadkowo umieszczona tutaj? Nie sądzę. Może to rodzaj hołdu złożonego kobiecie …

 

 

Rzymskie Lourdes niedaleko Fontanny di Trevi

Wyobraźcie sobie ciemną wrześniową noc, w centrum średniowiecznego Rzymu. Wyobraźcie sobie ogromny pałac kardynalski, do którego przylega stajnia pełna rasowych koni. Wyobraźcie sobie również studnię obok tejże stajni. Bo właśnie ona będzie bohaterką naszej opowieści.

Santa Maria in Via

Jest noc z 26 na 27 września 1256 roku. Otóż tej nocy sługa kardynalski, prawdopodobnie przez pomyłkę wrzuca do studni obraz Madonny namalowany na ciężkiej dachówce z terakoty. Nie mija nawet 5 minut, a woda w studni zaczyna gwałtownie wzbierać i wylewa. Dochodzi już do stajni. Przerażone konie rżą i uderzają kopytami, budząc stajennych kardynała. Ci, oszołomieni tym, co widzą, zaczynają w popłochu ratować zwierzęta, a potem kopać kanały, aby znaleźć ujście dla wielkiej wody, bo stajnia w międzyczasie zamieniła się już w staw.

Studnia cudami słynąca – jesusinnetwork.it

Brakuje światła, jest ciężko. I nagle dostrzegają w tych ciemnościach kamień, który dryfuje po powierzchni wody. Zbliżają się i oczom nie wierzą. To wizerunek Madonny. Próbują go wyłowić, ale bezskutecznie, ślizga się im w rękach jak ryba. Radzi nieradzi budzą kardynała Pietra Capocci i prowadzą go do stajni. Ten najpierw modli się, a potem wyławia rękoma obraz, a wody natychmiast ustępują.

Kardynał dostrzega głowę otoczoną aureolą i owiniętą niebieskim welonem pokrytym małymi liliami (lub gwiazdkami) oraz oblicze Madonny nadzwyczajnej piękności. Wszyscy są oszołomieni. Cud. Madonna nie chciała zostać na dnie studni, dlatego wody wystąpiły, aby ktoś ją zauważył i uratował.

 

Madonna del Pozzo

 

Nazajutrz kardynał sprowadza papieża Aleksandra IV, ale on też nie potrafi wyjaśnić całego zdarzenia w racjonalny sposób. Ogłasza więc cud.

Wokół studni zostaje wybudowany kościół Santa Maria in Via. W pierwszej kapliczce po prawej stronie od wejścia umieszczono ikonę Madonny (pochodzi z XIII wieku ze szkoły rzymskiej). Nazwano ją Madonna del Pozzo – Madonna Studni. Patronuje zarówno spóźnialskim, jak i dobrze zorganizowanym.

Santa Maria in Via – Madonna del Pozzo

Pielgrzymi zaczęli napływać niemal od samego początku, aby skosztować wody z cudownego źródełka. A kiedy oficjalnie uznano objawienia w Lourdes, kościół ten zyskał przydomek małego, rzymskiego Lourdes.

Wewnątrz kaplicy dedykowanej Madonnie po lewej stronie jest malowidło przedstawiające kardynała Capocci wyławiającego cudowny obraz. Ikona znajduje się w ołtarzu głównym, a po prawej stronie kaplicy umieszczono kran, z którego płynie czysta, źródlana woda. Księża wystawili plastikowe kubeczki, więc każdy może skosztować wody. Mieszkańcy nierzadko przychodzą też z własnymi butelkami.

Małe rzymskie Lourdes – jesusinnetwork.it

Kościół leży w bardzo ruchliwym miejscu – na Largo Chigi i rozpoczyna Via del Tritone, która prowadzi do Piazza Barberini. Najlepiej wejdźcie do Galerii Alberto Sordi od strony Via del Corso (na wysokości parlamentu i Kolumny Marka Aureliusza – Piazza Colonna) i wyjdźcie tylnym wyjściem, a kościół ukaże się waszym oczom. To dobry punkt postoju przed wspaniałą Fontanną di Trevi (nawet jeśli jest jeszcze remontowana, trzeba ją zobaczyć). Większość rzymskich kościołów jest zamknięta w porze obiadowej, więc można go odwiedzić między 7.15 – 12.45 lub 16.00 – 20.00 (godziny mogą ulec zmianie, zwłaszcza w okresie letnim). Najlepiej sprawdzić je na stronie: www.santamariainvia.it.